wtorek, 31 grudnia 2013

15. Wyjaśnienia.

   Weszliśmy do mojego pokoju, a Chad od razu rozwalił się na łóżku.
 -Nie no, czuj się jak u siebie kochanie - powiedziałam.
 -Mogę? - zapytał, wskazując na laptopa.
 -Jasne, w końcu facebook ci ucieknie - odparłam z sarkazmem.
 -No bo... Po prostu: organizuje pewną rzecz i nie mogę doczekać się odpowiedzi jednej z osób które mi pomagają. Powiedzmy, że to taka mała niespodzianka - puścił mi oczko.
 -A może jednak dowiem się co to takiego?
   Usiadłam na łóżku obok niego, pochyliłam się nad jego twarzą i pocałowałam go, lekko przygryzając jego wargę.
 -Em... Nadal nie - powiedział po chwili.
 -Wredota.
   Położyłam się obok i popatrzyłam w ekran. Dokładnie w tym samym momencie on zamknął jakiś czat, mogłabym przysiąc, że zdążyłam przeczytać imię "Jannis". Jednak nie dał mi się nad tym długo zastanawiać.
 -Ładnie razem wyglądają nie? - zapytał wskazując na zdjęcie na tablicy.
  Przedstawiało ono Jan i Mike'a razem. Chłopak obejmował ją ramieniem, ale nie to mnie najbardziej zdziwiło. Na palcu wskazującym miał obrączkę. Wyglądała trochę jak moja, tyle, że była wykonana z jakiegoś ciemniejszego metalu, wręcz czarnego.
 -Jak myślisz co to za znak? - wskazałam na pierścień.
 -Żartujesz? Nic tam nie widzę. Poza tym: serio? Pokazuje ci zdjęcie mojej kuzynki z chłopakiem a ty o kawałku żelastwa?
 -Oj nie ważne... Au! - do moich uszu dobiegł dźwięk klaksonu, ale tak głośny, jakby samochód znajdował się zaraz przy mnie.
 -Co jest? - zapytał momentalnie.
 -Nic nic... Wydawało mi się... Serio nie ważne. To co oglądamy? - spróbowałam zmienić temat.
 -No nie wiem, wybierz coś - zaproponował.
  Wskazałam na pierwszy film jaki mi się rzucił w oczy. Poprosiłam Chada o włączenie go, a sama zeszłam na dół po jakieś przekąski. Oczywiście poślizgnęłam się na ostatnim stopniu, ale zanim się wywaliłam, moje ciało same zareagowało i już stałam w pionie. Co właśnie się wydarzyło? Wyjęłam z szafki popcorn, włożyłam do mikrofalówki i nastawiłam na cztery minuty. Podeszłam do okna, często się przez nie patrzyłam jak na coś czekałam. Taki nawyk z dzieciństwa, gdy czekałam na powrót rodziców. Okno wychodziło idealnie na podjazd. Odsłoniłam roletę i momentalnie tego pożałowałam. Miałam wrażenie jakby ktoś świecił mi reflektorem prosto w twarz. Zamknęłam oczy i po omacku zsunęłam roletę z powrotem, a potem otworzyłam powoli oczy. Nadal lekko bolały. Nie ogarniam... Co się ze mną dzieje? Przesypałam popcorn do miski i wróciłam na górę. W pierwszym odruchu zasłoniłam dokładnie wszystkie okna.
 -Na pewno wszystko okey? - zapytał ponowie Chad, tym razem z troską w głosie.
 -Jakoś dziwnie się dzisiaj czuję, oczy mnie bolą i jakoś tak...
 -Chodź tu - wskazał na łóżko obok siebie, a ja grzecznie podeszłam i położyłam się tam.
   Objął mnie ramieniem i pozwolił mi się w niego wtulić, a potem włączył film. Patrzyłam jak postacie przesuwają się po ekranie, ale jakimś dziwnym trafem nie potrafiłam się na nie skupić. Czy te panele zawsze były takie porysowane? Wgapiałam się w podłogę przesuwając wzrokiem po cienkich liniach wyrytych w drewnie. Pochłaniałam wszystkie detale mojego pokoju, tak jakbym nigdy wcześniej go nie widziała, w między czasie ignorując coraz to głośniejsze dochodzące do mnie dźwięki. Nawet się nie zorientowałam kiedy zasnęłam.

   Znajdowałam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu, było okrągłe i całe białe, a po środku stał jedynie mały stolik. Usiadłam na nim, wyraźnie na coś czekając. Na ścianie zaczął się rysować tak jakby kształt drzwi, ktoś je otworzył i zobaczyłam wchodzącego do pokoju Jareda. "Hej piękna" przywitał się i kontynuował. "Wiesz... śnisz. Ale mimo to, że śnisz ja jestem prawdziwy. Znajdujemy się w Hiszpanii, w ośrodku dla utalentowanych. Ten pokój to nasz sposób na kontaktowanie się z ludźmi podczas snu. Wiem, że męczy cię wiele pytań. Zadawaj się odpowiem na wszystko." "Czemu wyjechałeś?" zapytałam. "Naprawdę to cię najbardziej interesuje? No dobrze. Pamiętasz pierścień który ci przysłałem? Tak, ten który masz na ręce. Otóż - mam taki sam. To nie jest zwykły kawałek żelastwa. Nie wiemy skąd się biorą, większość osób po prostu je znajduję, są wybrani - utalentowani. Ja o twój naprawdę sporo się nawalczyłem. Cieszę się, że zaczyna się przyjmować, inaczej poniósłbym wielką klęskę... no i nie byłoby mnie tu. Odpowiadając na twoje pytanie. Znalazłem pierścień, a oni mnie namierzyli i ściągnęli tu." "Kim są oni?" "Oni to dyrektorzy tego instytutu, nasi mentorowie, są specjalistami w tym wszystkim." "Nie ogarniam... Co takiego robią te pierścienie? Czemu musieli cię ściągać?" sama nie wiedziałam czy wierzę, że to się dzieje naprawdę, czy po prostu myśli płatają mi figle. "Część z ich funkcji na pewno już zauważyłaś. Po pierwsze, gdy nauczymy się z nimi komunikować i zasłużymy na ich szacunek to pomagają nam, podpowiadają, robią wszystko żeby było łatwiej. Po drugie rozwijają nasze zmysły, pewnie doświadczyłaś już bólu oczu i huków w uszach, spokojnie nauczysz się je kontrolować i wyciszać. Po trzecie rozwijają naszą sprawność fizyczną, a także wytrzymałość. Jest także podpunkt czwarty: ich możliwości są nieograniczone. Trzeba tylko nauczyć się z nich korzystać. Po to jest instytut." "A nie mógłbyś się ich uczyć w domu?" "Zbyt duże ryzyko. Widzisz. Pierścienie można wykorzystywać w dobrych celach, ale można też i w złych. To walka między dobrem, a złem. Dlatego nas szkolą i dlatego nas pilnują. Gdy zacznie się robić złe rzeczy ciężko jest wrócić. Gdy zrobimy coś złego nasz pierścień zaczyna zmieniać kolor, a także zmienia się jego psychika, to on będzie podpowiadał, żeby robić źle." "Jak wygląda taki zły pierścień?" "Zamiast znaku nieskończoności ma pentagram, a kolorem przypomina czerń." na myśl przyszedł mi pierścień Mike'a. Pokój zaczął zanikać.

   Obudziłam się w ramionach Chada, jednak nie to było najważniejsze. W głowie miałam tylko jedną myśl.
Jannis.


Nowy rok już jutro... chce życzyć wam udanego sylwestra i żeby obyło się bez przypałów, których będzie się później żałować ;) Do siego roku, yo <3

piątek, 27 grudnia 2013

14. Nieświadome komplikacje.

   Tego wieczoru głos już się nie odezwał. Odrobiłam kartę do końca, wysłałam ją Jannis, popisałam z godzinkę z Chadem, poszłam się umyć i zasnęłam jak małe dziecko.
   Następnego dnia rano wstałam wypoczęta i gotowa na kolejny dzień. Obrączka nadal nie chciała zejść z mojego palca, więc ją olałam. Założyłam na siebie pastelowo zielone krótkie spodenki i jeansową koszule z krótkim rękawem i zeszłam do kuchni. Zadziwił mnie fakt, ze nie zastałam tam taty. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej jogurt. Otworzyłam wieczko i wypiłam całą zawartość na dwa łyki. Weszłam do przedpokoju, założyłam czarne conversy, przewiesiłam torbę przez ramię i wyszłam na słoneczne ulice LA. W szkole byłam sporo przed czasem, przed salą spotkałam Jannis.
 -Aria mega ci dziękuje za tą algebrę! - powiedziała zamiast zwykłego "hej".
 -Nie ma za co tępaku - odpowiedziałam, śmiejąc sie.
 -Oj tam od razu tępaku! A kto za ciebie doświadczenia na chemii robi?
 -Chemia jest nienormalna i to ci każdy przyzna!
 -Yyy... Nie? Tak w ogóle: czemu wczoraj taka rozkojarzona byłaś?
 -Em no... Pisałam z twoim kuzynem - uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie poprzedniego dnia, co nie umknęło uwadze mojej przyjaciółki. - W sumie wiesz... Jesteśmy razem - przyznałam się.
 -No co ty?! Nareszcie się doczekał frajer. Już nie mogłam słuchać jego gadania o tobie. Gratulacje i szczęścia życzę - przytuliła mnie.
 -Czekaj, czekaj. Co mówił o mnie?
 -Coś o tym, że jesteś cudowna i śli... - jednak nie zdążyła skończyć bo z nikąd pojawił się Mike i pocałował ją w usta.
 -No hej piękna - przywitał się z nią, a potem odwrócił do mnie. - Siema Aria.
 -Hej Mike - powiedziałam najmilej jak potrafiłam.
   Co jak co, ale ostania akcje z nim pamiętałam wręcz za dobrze.
 -Skąd to masz? - zapytał Mike wskazując na mój pierścionek.
   Automatycznie schowałam dłoń w kieszeni. Zadziwiające, że facet był w stanie zwrócić uwagę na taki drobiazg.
 ~Wiesz o nim mniej niż powinnaś.
 Więc powiedz mi o czym powinnam wiedzieć.
   Jak zwykle brak odpowiedzi. Zorientowałam się, że milczę od kilkunastu sekund, więc bez namysłu odpowiedziałam:
 -Od naszego dobrego przyjaciela.
 -Mamy sporo przyjaciół - zauważyła Jannis.
 -Oj no od Jareda - stwierdziłam, że nie ma szans ukrywać czegoś przed Jannis.
 -Zobaczymy się później, dobrze skarbie? - Mike popatrzył na Jan i nie czekając na odpowiedź szybko sie oddalił.
 -A tego co ugryzło? - zapytałam.
 -Nie wiem - przyznała przyjaciółka i w tym momencie zadzwonił dzwonek. - Zobaczymy się później!
   Następne kilka godzin minęło w miarę spokojnie. Oczywiście nie obyło się bez pytania i oberwania piłką na wfie, ale to już była u mnie zupełna norma. Gdy wyszłam z budynku poi lekcjach, czekała mnie miła niespodzianka w postaci mojego chłopaka. Chad podszedł do mnie i delikatnie mnie pocałował. Po chwili delikatny pocałunek stał się czymś dużo większym, aż w końcu usłyszeliśmy chrząkająca Jan.
 -Sory, gołąbeczki, że wam przeszkadzam, ale może nie liżcie się na środku chodnika?!
 -Przesadzasz - odpowiedział Chad i jeszcze raz musnął moje wargi.
 -A idźcie - powiedziała Jannis i zaśmiała się. - To wy sobie poromansujcie, a ja wracam do domu i próbuje się skontaktować z moim chłopakiem. Nie widziałam go cały dzień, totalnie zapadł się pod ziemie... 
 -Znajdzie się kuzyneczko, to duży chłopczyk - odezwał się Chad.
   Jednak moje myśli już zaczęły wariować, co jeśli znowu był u Zacha? Ba, na pewno był... Nie mogłam znieść myśli, że nie mogłam jej powiedzieć. Była dla mnie jak siostra, znałyśmy się już kilkanaście lat. Szczerze nienawidziłam czegoś przed nią ukrywać. Zanim zauważyłam Jan już nie było obok nas.
 -Wszystko okej? - zapytał Chad z troską w głosie.
 -Ta...
 -Chodź, odprowadzę cie do domu.
   Po drodze w ogóle się nie odzywał. Dał mi po prostu pomyśleć i co chwila zerkał na mnie uśmiechając się. Normalnie pewnie bym się jarała, ale teraz byłam zbyt przejęta. Martwiłam się i to strasznie. Nawet nie zwróciłam uwagi gdy złapał mnie za prawą dłoń. Był strasznie ciepły. Jednak po momencie ją cofnął. Popatrzyłam na niego zdezorientowana. Staliśmy już praktycznie pod moim domem. 
 -Co to jest? - zapytał z ciekawością podnosząc moją dłoń do góry, aby przyjrzeć się obrączce.
 -Em no... Prezent od Jareda... - przyznałam niechętnie.
 -Chwila? Nosisz prezent od innego chłopaka?! - widać było, że go to zdenerwowało.
 -Nie potrafię go zdjąć... Przymierzyłam go tylko na moment, z ciekawości, żeby zobaczyć czy pasuje, a on się zaklinował, to nie moja wina no...
   Najpierw próbował go zdjąć, ale i jemu się nie udało. Widać było, że strasznie ze sobą walczy.
 -Było go w ogóle nie zakładać - prawie krzyknął ze złością.
   Staliśmy tak przez moment, ja z opuszczoną głową. Zastanawiałam się czy powinnam go przeprosić.
 -Przepraszam - powiedział już łagodniej, a gdy zobaczył zdziwienie w moich oczach dodał: - No co?
 -Nic, nic. Po prostu: to nie ja powinnam przepraszać? 
 -Przecież to nie twoja wina - mocno mnie przytulił, chyba nie potrafił się długo gniewać. - Spróbujemy go zdjąć później. Na co masz ochotę skarbie?
 -Hm... Ja, ty, mój pokój, popcorn i komedia romantyczna? - odpowiedziałam po chwili namysłu.
 -Podoba mi się.
 -No to zapraszam cie do siebie.

Mega, mega, mega podziękowania dla Leny za nowy nagłówek i tło na bloga <3 Jest prześliczne i nadal się nim jaram :3 Dziękuje! :D

sobota, 14 grudnia 2013

13. List.

 -Dziękuje - powiedział, gdy w końcu nasze usta się rozłączyły.
 -Za co ty mi dziękujesz debilu? - zapytałam śmiejąc się.
 -Że w końcu mogłem to zrobić, nareszcie mogłem Cie pocałować. Dziękuje - Zauważyłam błysk radości w jego cudnych, brązowych oczach, dzięki czemu jeszcze szerzej się uśmiechnęłam. - To gdzie teraz?
 -A co proponujesz?
 -Co tylko chcesz, gdziekolwiek bylebyś była obok.
   Kochany Chad... Mój kochany Czad, pomyślałam.
 -Przecież jestem - odpowiedziałam.
   Stanęło na tym, że zostaliśmy na miejscu i rozłożyliśmy się na trawie. Nie robiliśmy nic nadzwyczajnego. Po prostu gadaliśmy o muzyce, a tym jak mu minął wyjazd, a potem podziwiałam cudowny zachód słońca wtulając się w jego ramiona. Zadziwiające było jak wyjątkowo swobodnie i spokojnie się przy nim czułam. Jakby nic złego nie mogło mi się przy nim stać. To było przecudowne uczucie. Z westchnieniem pożegnałam go kilka godzin później, gdy odprowadził mnie pod same drzwi domu, a pewnie gdyby tylko mógł odprowadziłby mnie wprost do pokoju. Oczywiście nie obyło się bez pocałunku na dowidzenia. Do domu weszłam praktycznie w podskokach, jednak musiałam się uspokoić, bo w kuchni zastałam tatę.
 -Jak ci minął dzień? - zapytał.
 -Szczerze? Na prawdę świetnie! A Twój? Co porabiałeś? - nie do końca byłam pewna czy serio ciekawiło mnie co u ojca czy po prostu wolałam nie wchodzić w szczegóły.
 -Szwędałem się po domu. Oglądałem mecze, wżerałem chipsy i popijałem piwem, wiesz takie tam... nudne, ogłupiające zajęcia - oboje się zaśmialiśmy. - Byłbym zapomniał! Przyszedł list od Jareda, leży na biurku w Twoim pokoju, lepiej zobacz co to - puścił mi oczko.
   List? Kto normalny używa listów w XXI wieku, zastanawiałam się, ale mimo to i tak już moment później byłam w pokoju. Oczywiście jak to ja nie mogłam dobiec tak normalnie, tylko w między czasie zahaczyłam nogą o schodek i prawie się wyglebiłam, a moment później wpadłam na otwarte drzwi do mojego pokoju, ale i tak jak najszybciej doskoczyłam do biurka. Otworzyłam kopertę, a potem zaczęłam czytać wyjątkowo równe pismo Jay'a:


Cześć kocie! Wiesz, u mnie w sumie całkiem okey.
Żałuję, że nie mogę Ci dokładnie napisać co robię, nawet jeśli bardzo bym chciał. Przepraszam, że ostatnio rzadko się odzywam.
Strasznie chciałbym to zmienić, ale niestety mam na głowie strasznie dużo spraw.
Niedługo chyba Ci odwiedzę, albo może Ty wpadniesz do mnie?
Strasznie tęsknie...
Ale przechodząc do tego co chciałem Ci napisać: W kopercie znajdziesz coś ode mnie. Proszę noś to. Kocham Cie. J.

   Przechyliłam kopertę do góry nogami, a wtedy coś z niej wypadło z brzdękiem upadając na biurko. Podniosłam drobiazg. Był to mały srebrny pierścionek, a raczej obrączka z wyrytym znakiem nieskończoności. Przymierzyłam ją. Na środkowy palec pasowała wręcz idealnie. Czemu miałabym nosić obrączkę od Jareda? Już widzę minę Chada gdy to zobaczy... Spróbowałam go zdjąć, jednak nie dało rady, a przecież czułam, że pierścionek jest minimalnie luźny. Po minucie siłowania poszłam po masło do kuchni, posmarowałam nim palec i postanowiłam spróbować jeszcze raz. Nadal nie działo, był zaklęty czy jak?
 ~Nie pozbędziesz się mnie - usłyszałam jak na zawołanie głos w swojej głowie.
   Pojebało mnie psychicznie czy przed chwilą kawałek metalu do mnie przemówił? Jednak nic takiego ponownie nie nastąpiło, więc olałam to. Odłożyłam masło i umyłam tłuste ręce. Jako, że nie miałam planów na resztę wieczora wróciłam do własnego pokoju i jak najszybciej odpaliłam facebooka. Tam czekała mnie już wiadomość z przed 10 minut od Chada:
 [-<3]
 [-No siema ;*]
 [-Ooo... Co tak długo Cie nie było? ;c]
 [-Gadałam z tatą. Już w domu?]
 [-No wróciłem jakieś 20 minut temu, nie mogłem się doczekać aż do Ciebie napiszę. Co prawda to nie to samo co Twój głos, ale i tak.]
 [-Już jestem ;) Albo.. Daj mi moment idę po popcorn :D]
 [-Czekam ;)]
   Zejście na dół, nastawienie mikrofalówki i powrót zajęło mi jakieś 4 minuty. Wracając do laptopa z pełną miską słonej przekąski załączyłam tv, a moim oczą ukazała się moja imienniczka i Pretty Little Liars. Już chciałam odpisać chłopakowi, gdy zadzwonił telefon:
 -Aria! Masz tą kartę z zadaniami z algebry?! - usłyszałam głos Jannis.
 -To było na ten jutro?!
 -Tak! A dobrze wiesz, że jestem tępa i tego nie zrobię... Pomożesz?
 -Jasne.. Daj mi maksymalnie godzinkę i dostaniesz skany rozwiązań.
 -Wielkie dzięki, kocham cie!
 -No ja wiem, lecę to robić. Nara frajerze!
   Wyciągnęłam kartkę i długopis, a potem odpisałam Chadowi.
 [-Już jestem ;)]
 [-Robiłaś popcorn przez 10 minut?]
 [-No miałam romans z szafką kuchenną, w końcu wiesz... Tak bardzo mnie pociąga :3 A serio.. Mam zadanie na jutro? Dasz mi moment? Zrobię to szybko i zaraz do Ciebie wrócę ;*]
 [-Jasne skarbie ;*]
   Przeczytałam pierwsze zadanie i zaczęłam je rozwiązywać, sprawdziłam wynik w odpowiedziach, wyszło inaczej. Powtórzyłam obliczenia jeszcze raz, znowu to samo. Co jest? Nigdy nie miałam z tym problemu...
~Zapominasz o podniesieniu a do potęgi kretynie.
   Znowu ten sam, męski głos.
Nie no, mnie chyba na prawdę pojebało.


Zmieniamy trochę styl bloga... No ale mam nadzieje, że wam się spodoba! Miłego czytania ^^

poniedziałek, 23 września 2013

12. Cudowne miejsce.


   Niedziela... To dzisiaj. Dzisiaj Chad wraca do miasta. Spędziłam przed szafą chyba z godzinę myśląc nad tym co powinnam ubrać (stanęło na miętowych jeansach i białej bokserce), kolejne tyle biegając po domu jak wariatka i myśląc nad różnymi scenariuszami naszego spotkania. Nawet mama zauważyła, ze coś jest nie tak. Zanim wyszła do pracy, przystanęła w progu, popatrzyła na mnie rozłożoną na kanapie i gotową do wyjścia zapytała:
 -Wybierasz się gdzieś dzisiaj?
 -Chce się spotkać z kimś - odpowiedziałam próbując ukryć emocje, nie byłam do końca pewna czy chce, aby mama wiedziała o Chadzie.
 -Czyżby to był ktoś ważny?
 -Nie wiem... Może - przyznałam niechętnie, po chwili dodając: - Zobaczymy...
 -W takim razie pozostaje mi tylko życzyć ci powodzenia córeczko.
 -Tak, tak, wiem mamo. Jak przychodzi co do czego to jestem Twoją kochaną córeczką - zaśmiałam się pod nosem, usiłując nie dodać na końcu "a normalnie robie za sprzątaczkę domową".
 -Żebyś wiedziała. Nie zapomnij wytrzeć podłogi!
   Trzasnęła drzwiami zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Już miałam wstawać po mopa, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Praktycznie pobiegłam je otworzyć, a wtedy moim oczom ukazał się nieziemsko przystojny brunet.
 -Cześć piękna... Jestem wcześniej, przepraszam... Nie mogłem się już doczekać - powiedział lekko zażenowany, co wywołało jedynie mój uśmiech.
 -Nie przepraszaj. Dobrze, że jesteś, stęskniłam się.
   Jakim cudem uśmiech nie schodził wtedy z mojej twarzy i jakim cudem nie rzuciłam się wtedy na szyje... Nadal nie wiem. Z jednej strony strasznie się cieszyłam, że w końcu go widzę, z drugiej bałam się co wyniknie z dzisiejszego spotkania.
 -Aria? - usłyszałam głos chłopaka.
 -Sory, zamyśliłam się. To co dzisiaj robimy?
 -Chciałbym cie zabrać w pewne miejsce, okey?
 -Jasne! Prowadź miszczu - zamknęłam drzwi i już chwilę szliśmy spacerkiem w stronę przedmieścia. - No to opowiadaj co robiłeś.
 -Szczerze to nudy. Mnóstwo noszenia kartonów, rozkładania straganów, sprzedawania biletów. Chyba nigdy jeszcze nie widziałem tylu pokręconych ludzi w jednym miejscu. Wesołe miasteczko, cyrk, jakieś zawody... Traumę przed klaunami to chyba będę miał do końca życia, waty cukrowej mam już dość na najbliższy rok. Najgorsze w tym wszystkim i tak jest to, że stoisz i sprzedajesz te bilety setnemu zafazowanemu dziecku i patrzysz jak wsiada na rollercoastera, ale sam nie możesz tego zrobić. Nie fair.
 -Ale ogólnie nie było aż tak źle?
 -No nie... po prostu trochę tęskniłem i zastanawiałem się jak... - przerwał zdanie w połowie zdania i nagle się uśmiechnął.
 -Jak co?
 -A nic. Dowiesz się jak mnie dogonisz - i nagle zaczął biec.
   Radosny Chad w ruchu to był świetny widok, ale jakim cudem niby miałam go dogonić? To było praktycznie nie możliwe, a mimo to i tak biegłam za nim. Było w tym coś śmiesznego, jakbyśmy byli siedmiolatkami ścigającymi się o lizaka. W sumie nie zauważyłam nawet kiedy znaleźliśmy się z dala od domów. To było wzgórze tak nie pasujące do LA, że miałam wrażenie jakbym była w innym mieście. Na środku rosło kilka drzew, a między nimi stała ławka, z której rozciągał się widok na złociste pola, porośnięte chwastami łąki, a także nieregularne linie lasu. Żadnej cywilizacji. Dopiero gdy człowiek się obrócił można było zauważyć osiedle domków jednorodzinnych... Wyglądało to jakby wzgórze było barierą między ludźmi, a naturą.
 -Oł... łał - nie byłam w stanie wykrztusić z siebie nic więcej.
   Stanęłam przed ławką po prostu patrząc się w przestrzeń, ubóstwiając to co widziałam przed sobą.
 -Skąd znasz to miejsce?
 -Przychodziłem tu gdy byłem mały, mieszkałem niedaleko.
 -Tu jest... ślicznie. Chyba nie jestem w stanie tego inaczej ująć...
 -Aria? Pamiętasz jak mówiłem, że coś dla ciebie mam? Daj mi rękę.
   Dopiero teraz zorientowałam sie, że stoi zaraz za mną delikatnie się uśmiechając. Wyciągnęłam prawą dłoń, patrząc jak wyjmuje pudełeczko z kieszeni szortów. Gdy je otworzył moim oczą ukazała się bransoletka. Na końcu srebrnego łańcuszka wisiał znak nieskończoności.
 -Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że... - widać było, że słowa przychodziły mu z trudem. - Że zawsze będę obok. Żeby ten znak mógł Ci przypominać, że cokolwiek by się nie działo.. Możesz na mnie polegać.
   Nie wiedziałam co zrobić. W jednej chwili stałam jak zamurowana, a moment później znajdowałam się w jego ramionach.
 -Chcę abyś był obok - zaczęłam mówić cicho, jednak wiedząc że mnie słyszy. - Zależy mi na tobie Chad. Ja... lubię cie bardziej niż podejrzewałam na początku... Ja...
   Jednak brunet nie pozwolił mi dokończyć zdania. Lekko odsunął się ode mnie i palcem podniósł mój podbródek, tak że mój wzrok powędrował na jego oczy. A potem wplótł palce w moje włosy i delikatnie mnie pocałował.


No i w końcu... Nowy rozdział :) U mnie zajebiście <3 Liceum i wgl. No ale co się będę rozpisywać... :P Mam nadzieje, że się podobało ^.^

środa, 10 lipca 2013

11. Mętlik w głowie.

   Obudziłam się. Chad... to niemożliwe... Przejdzie, jest tylko kolegą, przecież kocham Jareda. Mózgu co ty robisz?! Takiego rozpierdolu w głowie po wstaniu już dawno niemiałam. Przecież to było praktycznie nie możliwe... Nie można zakochać się w kimś w aż tak krótkim czasie. Można? Aaaaa! Mózgu wyłącz się.
   Z westchnieniem opadłam na poduszkę. Dopiero co wstałam, a już mam ochotę znowu iść spać i zacząć śnić, bo wtedy nie myślę. I mogłabym znowu śnić o nim, powiedziała moja podświadomość. Musiałam się czym zająć. Szybko się ubrałam, potem poranna toaleta, bułka z nutellą do ręki, torba na ramię i wybiegłam z domu. Potrzebowałam kontaktu z ludźmi i to jak najszybciej. Pierwszy raz chyba byłam w szkole tyle czasu przed dzwonkiem. Zaskakujący był też fakt, że ktoś siedział na ławce przed budynkiem. Ktoś kogo znałam... Beck.
 -Siema! - zawołałam do niego w chwili, gdy podnosił głowę znad szkicownika.
 -No witam piękna! Zrób coś dla mnie, stań w miejscu i nie ruszaj się - odpowiedział wyrywając kartkę.
 -Nie no serio? Znów będziesz mnie rysował?
 -Co mam lepszego do roboty? Trening mi odwołali. Siedzę tu już dobre pół godziny.
   W sumie to zawsze podziwiałam sportowców. Za to, że są w stanie wstawać tak wcześnie po to, żeby trenować. Ja się nawet na rozciąganie rano nie mogłam zebrać, a on trzy razy w tygodni przychodził tu na siódmą, żeby pobiegać po boisku za piłką. No i Beck... Nie ogarniam go. Z jednej strony sportowiec, a z drugiej artysta. Te dwie cechy raczej nie często chodzą ze sobą w parze.
 -A tak właściwie to czemu go odwołali?
 -Trener Banson skręcił kostkę. Wraca za dwa tygodnie.
 -Serio? Fuck yeah, nie mam wfu.
    O tak, zaciesz na twarzy, bo brak wfu przez dwa tygodnie to u mnie norma.
 -Ty się tak nie ekscytuj, załatwią wam zastępstwo. Módl się, żebyś dostała kogoś normalnego, bo inaczej przejebane... -Zamknął szkicownik i schował go do torby. - Dobra ja spadam, gdzieś tu powinien kręcić się Torpeda. Do następnego Aria - pocałował mnie w policzek i zaczął powoli się oddalać.
 -Zobaczę kiedyś to dzieło, które narysowałeś? - zawołałam za nim.
 -Może - odkrzyknął, a moment później straciłam go z oczu.
   Zbyt dobre to dla mnie nie było. Pozostało mi jedynie wgapiać się w przestrzeń i rozmyślać. Czemu ten sen był aż tak silny, czemu ciągle do mnie wraca? Tak wiele pytań bez odpowiedzi... Czy naprawdę go kocham? Z zamyślenia wyrwała mnie Jannis, machając ręką przed moją twarzą. Popatrzyłam na przyjaciółkę i uśmiechnęłam się. Kątem oka zobaczyłam zbliżającego się do nas Mike'a. Świetnie, jeszcze jego mi tu dzisiaj brakowało.
 -Nic mi nie jest. Pogadamy na obiedzie Jan - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
   Przytaknęła głową w momencie, gdy jej chłopak przytulił ją od tyłu. Jak najszybciej odeszłam z tego miejsca. Nie mogę pozwolić, żeby Jannis się dowiedziała... Wtedy ja z Ericiem mamy przejebane. Wystarczy po prostu o tym nie mówić i będzie dobrze, to przecież nic trudnego. Kilka pierwszych lekcji poświęciłam na te same rozważania, po prostu nie potrafiłam wyrzucić tego snu ze swojej pamięci. Był taki... wyraźny i prawdziwy. Aż w końcu nadeszła przerwa obiadowa. Powolnym krokiem dowlokłam się do stołówki, z bufetu wzięłam jabłko i siadłam przy stoliku. Zaczęłam przeżuwać owoc w momencie, gdy przysiadła się do mnie blond przyjaciółka.
 -O kim tak intensywnie myślisz od rana? - zapytała.
 -Nie ważne... Nikt szczególny serio.
   Co miałam jej powiedzieć? "Wiesz chyba zakochałam się w Twoim starszym, mega przystojnym kuzynie" - i to by był ten moment, w którym następowałby głupawy smajl.
 -Chad, co nie?
 -Nie no serio? To aż tak bardzo widać?
  -Po prostu dobrze cie znam... No i ostatnio strasznie dużo gadam z Chadem. Podobno spędzacie razem dużo czasu.
 -Dużo to chyba mało powiedziane - uśmiecham się na myśl o naszym sposobie spędzania czasu.
 -Myślisz, że go kochasz?
   No tak, typowa Jan. Jak zwykle prosto z mostu.
 -Sama chciałabym wiedzieć. Myślę, że po prostu powinnam sie z nim spotkać i zobaczyć jak będzie.
 -No to powiem Ci, że może być trudno. Wyjechał godzinę temu, wujek ma jakiś zjazd, chuj wie co, kuzynek dzisiaj rano dowiedział się, że ma mu pomóc.
 -To tłumaczy czemu nic o tym nie wiem. Kiedy wraca?
 -Nie mam pojęcia, zapytaj go sama.
   Z kieszeni torby wyciągnęłam BlackBerry i szybko napisałam smsa: "Fajnie, że o czymś wiem tępaku ;p kiedy wracasz? ;* A." Długo nie musiałam czekać na odpowiedź: "Wracam w niedziele, nie stęsknij się za bardzo, mam dla Cb malutki drobiazg :D" Mimowolnie uśmiechnęłam się do ekranu. Kochany jak zwykle. Do stołu zaczęło przysiadać się coraz więcej osób. Nim się obejrzałam siedzieliśmy praktycznie całą starą ekipą. Brakowało tylko jego... Jareda. Nie wiem czemu, ale praktycznie z dnia na dzień myśl o tym, że się wyprowadził przestała być aż tak dołująco smutna. Owszem, brakowało mi go, ale chyba nie aż tak bardzo jak kiedyś. Czyżby niebieskooki znikał z pola mojego zainteresowania? To chyba lepiej dla mnie. W tamtym momencie to inny chłopak chodził mi po głowie. Pozostawało mi tylko jedno...
Czekać aż Chad wróci.

Według mnie jak na pierwszy rozdział po dłuugiej przerwie ( za którą strasznie was przepraszam! ale rozumiecie... wena ._.) nie jest źle :D Wakacje, czy można ich nie lubić? U mnie jest idealnie ;3 Mam nadzieje, że u was też ;)


sobota, 1 czerwca 2013

10. Sen.

Miesiąc później...
   Wszystko z pozoru sie uspokoiło, mój brat wrócił do pełni sił i wyjechał z powrotem do college'u. Gdyby nie to, że codziennie na szkolnym korytarzu mijałam Mike'a to być może zapomniałabym, że ta historia miała w ogóle miejsce. Ale on tam był, co boleśnie przypominało o tym, że jednak miała. Dzień w dzień witał się ze mną i z Jannis jakby nigdy nic, a ja nie mogłam jej nic powiedzieć. Dlaczego? Bo Zach nam zagroził. Nie chce z tego robić jeszcze większej afery. Wolę nie myśleć o tym, co wtedy mogłoby się stać. Jeśli Jannis się dowie, wygarnie Mike'owi, a wtedy Zach bankowo będzie wiedział. Sytuacja bez wyjścia. Trzeba spróbować zapomnieć i modlić się o to, żeby Jan nic się nie stało.
   Mimo to było coraz lepiej. Tata skończył książkę i znowu miał dla mnie czas. Popołudniami zabierał mnie na długie spacery i obiady na mieście. Zadziwiająco jak wiele wydarzeń ze świata przegapił w czasie pisania nowej książki (która okazała sie być kolejnym wielkim bestsellerem, mam genialnego tatę). Z Jaredem miałam stały kontakt z czego bardzo się cieszyłam, a Chad... Chad po prostu był. Zawsze. Wystarczył jeden sms i przychodził, nie ważne co od niego chciało. I przynosił shake'i truskawkowe albo kawę. Ewentualnie inne dobre rzeczy. Wiedział wszystko, większości sam się domyślił, więc mogłam mu się wyżalić w każdej chwili. Miałam wrażenie, że powoli zaczynam się od niego uzależniać, przy okazji gubiąc we własnych uczuciach. No bo przecież nie mogą istnieć oboje jednocześnie. Czy nadal traktuje go tylko jak przyjaciela? Czy powoli zaczynam zapominać o Jaredzie?
   Szósty marca był jednym z cięższych dni. W szkole masakra (w końcu to szkoła nie?), w domu kłótnia rodziców. Chad wyjechał, Jay ... nawet nie wiem co wtedy robił, a Jannis spędzała czas z Mikem, co w sumie powodowała, że jeszcze dodatkowo sie martwiłam. Po powrocie do domu zamknęłam się w pokoju z paczką czekoladek, sezonem serialu i słuchawkami. To był bardzo ambitny plan dnia. O dziwo minął bez żadnych konkretnych dołów. Po prostu czułam się samotna... i było nudno, bardzo nudno. Mało wtedy jadałam. Nie wiem czemu, po prostu nie miałam apetytu. Co było wyjątkowo dziwne jak na mnie. Wieczorem napisał do mnie Eric. To nie była zbyt produktywna rozmowa, ale zawsze lepsza taka niż żadna. No i miło było w końcu skontaktować się z kimś po całym dniu gapienia sie w tv.
 [-Siostra, ale wiesz... głowa do góry!] - napisał na sam koniec.
   Zamknęłam laptopa, zgasiłam światło i położyłam się na boku, próbując usnąć. Uparcie wgapiałam się w liście powiewające za oknem, próbując zapaść w sen. Jednak po moich myślach ciągle krążyli oni. Niebieskooki i kuzyn mojej przyjaciółki. Obydwoje dla mnie ważni. Co tak na prawdę do nich czuję?

   Ktoś mnie przytula, siedzę mu na kolanach... Czuje cudowny, doskonale mi znany zapach męskich perfum. Wtulam się w niego mocniej, pragnę aby był bliżej rozkoszując się jego zapachem. Czuje ja przesuwa dłonią wzdłuż linii mojego kręgosłupa, a przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Po jego dotyku pozostaje delikatne mrowienie. Niech będzie tu już zawsze. Jestem tak strasznie szczęśliwa, że mogłabym spędzić całe życie przy nim. Nie potrzebuję niczego więcej. Nie otwieram oczu, bo nie chce, aby ta chwila się skończyła. Unoszę głowę do góry, muskając ustami jego szyje. Działa momentalnie. Leciutko mnie całuje, podnosząc palcem mój podbródek. Te słodkie wargi... Nasuwa mi się myśl przygryzienia jednej z nich, co momentalnie robię. Wplatam palce w jego włosy. Tak strasznie chce, aby był jeszcze bliżej. On kładzie obie dłonie na moich plecach, przytulając mnie mocniej. Nasze ciała idealnie do siebie pasują, tak jakby były stworzone po to, aby być obok siebie. Uśmiecham się nadal go całując. Czy może istnieć coś lepszego? Szczerzę w to wątpię. Przerywamy, jednak nasze twarze nadal zostają blisko siebie. Żadne z nas nie chce się odsunąć. Nadal nie otwieram oczu. Boję się, że jak to zrobię to cała bajka pryśnie i znowu zostanę sama. Nie chcę tego, potrzebuję go. Teraz, za moment, już zawsze. Przez dłuższą chwilę żadne z nas nie wykonuje ruchu. Rozkoszujemy się sobą nawzajem. "Kocham Cie" szeptam. Słyszę jak się cichutko śmieje, ale nie odpowiada. "Zrobiłam coś nie tak?" pytam. Nadal nie odpowiada, tylko śmieje się dalej. Powoli zaczynam spuszczać głowę, ale on nie daje mi tego zrobić. Ponownie delikatnie mnie całuje, przesuwając językiem po mojej wardze, a wtedy ja już o nic nie pytam. Uwielbiam to w jaki sposób na mnie działa i to co potrafi ze mną zrobić kilkoma ruchami. Nigdy bym nie podejrzewa, że ktoś może być aż taki cudowny. Czuję, że to przy nim jest moje miejsce. Powoli odsuwa się ode mnie, nadal mocno mnie przytulając. "Też Cie kocham skarbie". O tak, tego głosu mogłabym słuchać całymi dniami i wątpię, żeby kiedykolwiek mi się znudził. Powoli otwieram oczy, a one zaczynają przyzwyczajać się do półmroku pokoju, w którym się znajdujemy. Patrzą na jego twarz oraz jego wspaniały uśmiech, a potem mój wzrok przenosi się na jego duże oczy.
Brązowe oczy.


W końcu wena się odblokowała! :D Mam nadzieję, że się podobało :*

piątek, 17 maja 2013

9. Spłata długu.


   Minęły cztery dni. Była środa. Plan dnia był już z góry ustalony. Rano do szkoły, potem do domu, gdzie czekał mnie dłuuugi wykład rodziców o tym, że powinnam być odpowiedzialna, a potem do brata do szpitala. Rodzice zareagowali zadziwiająco spokojnie. Eric miał talent do przedstawiania wszystkiego w taki sposób, że nikt nie miał do niego pretensji. Oczywiście stwierdzili, że powinien jakoś oberwać, ale skutecznie przekonałam ich, że kilka dni w szpitalu będzie wystarczającą nauczką, a poza tym powinien skończyć college. Poza tym nigdy wcześniej nie zrobił nic złego.
 -Czemu tak nagle zacząłeś imprezować? - zapytałam go.
 -Długa historia... Na pewno chcesz jej słuchać?
 -A masz coś lepszego do roboty?
 -W sumie. Półtora roku temu skończyłem szkołę wyższą. Rozdanie dyplomów, wszystko pięknie i w ogóle, a potem impreza. Wtedy ją poznałem. Była w wieku Jareda...
   Chwila, chwila. Jared jest rok starszy ode mnie, Eric o trzy. Między nimi były dwa lata różnicy... Prawie jak miedzy mną a Chadem, wszystko analizowałam na bieżąco, a on kontynuował:
 -Najładniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem. Dwa miesiące później dostałem zaproszenie na jakaś imprezę. Ona miała tam być, nie mogłam odmówić. No i w sumie od tego się zaczęło. Na początku to były pojedyncze imprezy, zaczęliśmy rozmawiać, zakochałem się... Na prawdę muszę kontynuować?
 -Myślę, że nie. Więc to ona cie w to wciągnęła?
 -Z jakiej strony bym na to nie spojrzał... tak to ona.
   Po tym nawet ja przestałam go obwiniać. Może rodzicom opowiedział tą historie? Ale o to go nie pytałam To była ich rozmowa. W większości rozmawialiśmy o tym co zmieniło się u nas w ciągu tego roku. Brat był moim najlepszym pamiętnikiem (no może z wyjątkiem Jannis). Niejedno rodzeństwo mogłoby pozazdrościć nam kontaktów.
   Koło siedemnastej wpadła Jannis. Kątem oka zauważyłam jak Eric przesuwa po niej wzrokiem, a moja przyjaciółka się rumieni. Pogadałyśmy chwilę, wręczyłam braciakowi książkę, którą przyniosła i wyszłyśmy ze szpitala.
 -Nadal przy nim zapominasz, że powinnaś się odzywać - powiedziałam do Jan.
 -Nie moja wina, że mnie onieśmiela noo!
 -Eric i onieśmiela? Nigdy nie zrozumiem Twojego mózgu.
 -Uwierz mi, że ja twojego też. Chociaż Chad... Mmm. Mógłby jednak nie być moim kuzynem.
 -Chciałabyś!
 -No właśnie tak! Chciałabym! Tak w ogóle to co z nim?
 -Nic. Kochany jest i tyle. W głowie nadal niebieskooki.
 -Zawsze jakaś jego część będzie...
 -Tego nie wiem, ale w sumie to masz racje. Nawet jak będę próbowała pozbyć się go z głowy to on i tak kiedyś wróci.

Następnego dnia...

   Wypisali Erica ze szpitala. Miał dużo czasu, więc umówił się z tym gościem od kasy na dzisiejszy wieczór.
 -Aria? - zapukał do mojego pokoju na godzinę przed spotkaniem, wszedł i popatrzył na mnie leżącą na łóżku. - Prośba siostra. Głupio mi pytać. Umówiliśmy się w centrum. Wiesz... neutralne miejsce. Nie chce, żebyś szła do niego ze mną, nie chce żeby Zach cie zobaczył... Ale mogłabyś być gdzieś w pobliżu? Tak na wszelki wypadek jakby coś się stało.
 -Jasne. To co, idziemy?
 -Yhm. Ey... Aria?
 -No?
 -Dziękuje.
   Wyszedł z pokoju, a ja szybko się przebrałam w krótkie spodenki i luźny, jasnozielony T-shirt. Związałam włosy i zeszłam na dół do brata. Stał opierając się o drzwi, z torbą przewieszoną przez ramię. Założyłam białe conversy i razem z Ericiem wyszłam z domu. Denerwował się, to zdecydowanie było widać. W ciszy doszliśmy do miejsca umówionego spotkania. Obok była kawiarnia. Weszłam do niej, zamówiłam ogromny pucharek owoców z bitą śmietaną (nie mogłam się powstrzymać) i usiadłam obok okna. Eric siedział na ławce po drugiej stronie ulicy. Wyciągnął telefon, sprawdzał godzinę. Co chwila patrzył do torby i upewniał się czy kasa na pewno tam jest. Szybciej!, pomyślałam. Im szybciej to załatwi, tym szybciej będziemy mieli spokój. W końcu przyszedł. Wyglądał przerażająco. Był taki... duży. Więc to jest Zach. Za nim stała trójka innych chłopaków. Obstawa? Eric, co ty do cholery robiłeś w takim towarzystwie?! Gadali o czymś strasznie cicho. Szkoda, że nie słyszałam o czym. W końcu mój brat wyciągnął pieniądze i jak najbardziej dyskretnie podał temu drugiemu. Dziwnie to wyglądało. Eric wyciągnął telefon, poczułam wibracje w kieszeni.
 -Chodź tu - powiedział i rozłączył się.
   Zostawiłam pieniądze za deser na stole i wyszłam do nich.
 -I tak byś się nie ukryła - stwierdził mój brat. - Mają informatora - wskazał na jednego z obstawy.
   Mike, chłopak Jannis.
 -Cześć Aria - przywitał się.
 -Cześć - odparłam chłodno.
 -Chciał, żebym miał świadka tego co powie - zwrócił się do mnie Eric, wskazując na Zacha.
 -Jesteśmy kwita, tylko nie ważcie mi się nikomu o tym mówić, bo pożałujecie.
   Odeszli, a ja z niedowierzaniem patrzyłam na Mike'a.
 -Znasz go? - upewnił się braciak.
 -Tak...
 -Unikaj kontaktów z nim. Jest najgorszy z nich wszystkich. Prawa ręka Zacha, to on mnie pobił. Zach załatwił by to spokojniej i obyłoby się bez pobicia.
Fuck, trzeba będzie powiedzieć Jannis.


Wene wyczuwam ostatnio :D Hope U like it <3

wtorek, 14 maja 2013

8. Historia starszego brata.


   Podbiegłam do brata i przystawiłam ucho do jego ust, patrząć na klatkę piersiową i uważając, żeby go nie dotknąć. Huh, oddycha.
 -Chad, dzwoń na pogotowie - powiedziałam zdecydowanie. - Ja idę po rodziców, powinni wiedzieć, że ich syn tu jest. A! Pod żadnym pozorem go nie dotykaj, chyba, że przestanie oddychać.
   Wbiegłam do domu, a potem na piętro i do gabinetu ojca, szybko streszczając mu, że Eric leży pod płotem sąsiadów. Już chciałam iść po matkę, gdy zatrzymał mnie tata:
 -Nie ma jej, siedzi na nocce w wydawnictwie i ustala plan na wypromowanie świeżych autorów w przyszłym roku. Lepiej jej teraz nie denerwować. Zadzwonię do niej jak skończy albo będzie coś wiadomo - zadecydował.
   Zanim ten zdążył się ubrać i ogarnąć, karetka była już pod domem. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy za nią. Potem było już tylko czekanie. Chad został, pomimo tego, że był środek nocy. Cierpliwie znosił moje, coraz głupsze, teorie na temat tego, co mogło się wydarzyć i przytulał mnie w momentach, kiedy byłam bliska płaczu. Lekarze przechodzili przez główny hol, ale jakoś żaden się nami nie interesował. Koło trzeciej przyjechała mama, zrozpaczona, bo dopiero chwile wcześniej dowiedziała się co się stało. Wtedy jak na zawołanie podeszła do nas kobieta w fartuchu. Miała maksymalnie czterdzieści lat. Wyglądała na wyjątkowo... przyjacielską.
 -Jestem doktor Langdon - powiedziała i uśmiechnęła się. - Mam dla was dobre wieści. Chłopak bez wątpienie przeżyje i nie będzie żadnych powikłań. Ma złamaną kość promieniową, podejrzewam, że po prostu chciał sie bronić, i lekki wstrząs mózgu, ale poza tym żadny narząd ani kość, wliczając kręgosłup, nie została uszkodzona. Zostanie w szpitalu na obserwacji przez kilka dni, a potem wypiszemy go do domu. Za chwilę powinien się obudzić. Wejdzie do niego, tylko proszę nie zadawajcie na razie żadnych pytań. Wiem, że chcecie wiedzieć co się stało, ale na razie nie może się stresować. Musi odpocząć.
   Rodzice weszli do sali, a ja z Chadem zostałam w holu.
 -To może ja juz pójdę - oznajmił chłopak. - Przykro mi, że ten dzień miał takie zakończenie.
 -Nie jest źle. Dziękuje za dzisiaj.
   Pocałowałam go w policzek, szeroko uśmiechnęłam i oddaliłam w stronę sali. Jednak musiałam się na moment odwrócić i popatrzeć jak odchodzi, no po prostu inaczej sie nie dało. Polubiłam go. Zdecydowanie za bardzo jak na jeden wspólny dzień. Btw... Ciekawe co u Jareda? I tyle było z myślenia o Chadzie tego dnia.
   Eric leżał w łóżku na środku sali. Panowała tu grobowa, niezręczna cisza. No heloooooł, nic mu nie jest! Czy nie powinniśmy być weseli?! Ale to by było zbyt proste. Nadal nikt z nas nie wiedział co się stało. Miałam już dość bezsensownego siedzenia. Wstałam i zaczęłam krążyć po pokoju, czując na sobie wzrok obojga rodziców. Na szczęście mój brat w końcu się wzbudził. No i się zaczęło: "Synku nic ci nie jest? Jak się czujesz? Co się stało? Dlaczego nie dałeś znać, że przyjeżdżasz?" - to mama jak zwykle wpadła w panikę. Tata niby próbował ją uciszyć, niestety z marnym skutkiem. Jej potok słów przerwał Eric:
 -Mamo uspokój się. Nic mi nie będzie. Mam tylko do was małą prośbę. Jestem strasznie padnięty, a nawet nie mam ubrań na przebranie. Te szpitalne są... niewygodne. Moglibyście pojechać z tatą do domu i coś przywieść? Aria ze mną zostanie i dotrzyma mi towarzystwa.
   Niechętnie, ale zgodziła się i oboje wyszli z sali. Usiadłam na łóżku brata. W sumie to mi go brakowało. Tych wspólnych rozmów, wygłupiania sie i w ogóle.
 -Chcesz wiedzieć co się stało, nie? - zapytał nagle.
 -Chyba jak każdy... Ale tylko jeśli ty chcesz mi powiedzieć. Lepiej by było, żebyś komuś się wygadał, a strzelam, że to powiązane z czymś co odwaliłeś przed wyjazdem, więc lepiej żeby mama i tata się o tym nie dowiedzieli...
 -Jak wiele wiesz?
 -Niewiele. Lubiałeś imprezy, niejednokrotnie spędzałeś noce poza domem, myśląc, że nikt o tym nie wie i wracałeś kompletnie nawalony.
 -Zauważyłaś? No tak, w końcu to ty. No więc... Przed wyjazdem pożyczyłem trochę kasy na trochę... Oj no wiesz. Coś na tych imprezach trzeba było brać. Do tego jakiś alkohol... W pokera też się trochę grało... - widać było, że trudno mu przyznawać się do błędów.
 -Ile?
 -Dwa i pół tysiąca - powiedział cicho.
 -I dlatego tak oberwałeś?
 -Dwa i pół tysiąca od jednego gościa... Było też kilku innych, z mniejszymi sumami. Taki był mój plan. Trochę zarobiłem między zajęciami i przyjechałem uregulować długi. Wszystkich spłaciłem, oprócz tego jednego. Chciałem go uniknąć i oddać mu następnym razem, ale oczywiście reszta mu powiedziała. Wkurzył się, że jedynie jemu nie oddałem kasy. Chciał, abym przeżył, dlatego wylądowałem pod domem. Muszę spłacić kasę i wszystko będzie okey. Dał mi czas do końca miesiąca.
 -Niecałe 4 tygodnie? Jak?
 -Chyba będę musiał powiedzieć rodzicom... Ojciec mnie zje, matka zacznie ryczeć, ale to i tak najlepsze wyjście. Nie zarobię sam takiej sumy w tak krótkim czasie, a nie chce więcej pożyczać. Oddam gościowi kasę, wrócę do collegu i jakoś wszystko rodzicom zrewanżuje - przerwał, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. - Wrócili, zostawisz nas?
 -Jasne. Powodzenia braciak.
W co on się znowu wpakował?!

niedziela, 12 maja 2013

7. Wesołe miasteczko.

 -Wesołe miasteczko! - zawołałam wesoło, gdy już staliśmy pod bramkami przy wejściu.
   Chad podszedł do kasy i z tym swoim uśmiechem (potrafił być na prawdę czarujący jeśli tylko chciał) powiedział do młodej kasjerki:
 -Dwa ulgowe poproszę.
 -Do zamknięcia? - widać, że już była nim zachwycona.
 -Yhm.
   Popatrzyłam na szyld nad kasą. Widniał na nim duży napis:
Poniedziałek - Czwartek
9:00 - 21:30
Piątek - Niedziela
8:00 -23:00
   Obok wisiał zegarek wskazujący godzinę 16:45. Sześć godzin w wesołym miasteczku?! I to jeszcze tak późno wieczorem, że przez kilka godzin będzie ciemno? Łooooooooo!!!
 -Razem dwadzieścia dolarów - powiedziała dziewczyna patrząc na Chada.
   Zdecydowanie było widać, że wpadł jej w oko. Sięgnęłam do torebki przewieszonej na ramieniu szukając portfela, ale brunet mnie uprzedził, wręczając pieniądze karierce.
 -Nie no serio? - zapytałam. - Najpierw shake, teraz to?
 -Przecież z góry było wiadome, że ja stawiam - kolejny wyszczerz... robił to specjalnie!
 -I niby mam ci tak o na to pozwolić?
 -Tak. W końcu z dwójki nas to ja tu pracuje kocie.
  Grr. Czasem jest wkurzający... i uparty!
 -Niech Ci będzie, ale następnym razem stawiam ja!
 -Jasne. To gdzie chcesz iść najpierw? - skutecznie spróbował odwrócić moją uwagę od biletów i pieniędzy.
 -Rollercoaster!
   Czasem zachowywałam się jak takie kompletnie małe dziecko, któremu wystarczyło dać lizaka, żeby biegało wesołe po całym domu. To była tylko taka podjarka i: "Ooooo! Lizacek!" A teraz z takim samym zacieszem, praktycznie skacząc, zmierzałam w stronę wielkiej kolejki z Chadem u boku. Jak tak dalej pójdzie to po dzisiejszym dniu nie będzie chciał mnie znać. No, ale przecież nie będę udawać kogoś kim nie jestem, nie?" Nie wiedząc dla czego on zamiast skierować się w stronę olbrzymiej kolejki, przeszedł obok niej i podszedł do chłopaka z obsługi, po czym szepnął mu coś do ucha i zawołał mnie.
 -Miłej zabawy - powiedział owy chłopak i przepuścił nas bocznym przejściem.
 -Jak? - zapytałam robiąc wielkie oczy.
 -Chyba powinienem ci powiedzieć wcześniej... Młodszy brat taty jest tu kierownikiem.
 -No co Ty? To czemu pracujesz przy pudłach, a nie tutaj?
 -Ojciec się z nim umówił. Mam udowodnić, że jestem odpowiedzialny, bo obydwoje wiedzą, że jakby wujek mnie tu zatrudnił to zachowywałbym się... lekkomyślnie.
 -Nie wyglądasz na takiego.
 -Miło słyszeć - kolejny wyszczerz, no aaaa!!
  Pozwolił mi wsiąść do wagonika jako pierwszą i wsiadł zaraz za mną. Gdy wjeżdżaliśmy na górę zobaczyłam przerażenie w jego oczach.
 -Mówiłem ci, ze mam lęk wysokości? - zapytał.
   Potem słyszałam już w sumie tylko jego krzyk. Wyszłam praktycznie poryczana ze śmiechu. Jak to możliwe, że taki facet aż tak bardzo boi się kolejki górskiej? Chad wyglądał na... dziwnie w każdym bądź razie, ale po chwili wrócił do normy. Wcale nie wsiadł na tą samą kolejkę jeszcze dwa razy tego dnia, to by było głupie z jego strony. Dzień był dosłownie zajebisty. Bieganie po całym miasteczku i wżeranie waty cukrowej, którą nie wiadomo dlaczego ciągle on stawiał. Nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno.
 -Czemu ciągle stawiasz, mam tego dość - powiedziałam.
 -Ech... Trudno to będzie wytłumaczyć. Mam zakład z Lily, znaczy z tą kasjerką u której kupowałem bilety.
 - To oni się znają? Biedna dziewczyna. Widać, że jej się podoba no... - Nie chciała mi za nic uwierzyć, że byłbym w stanie sprezentować ci całą wizytę tutaj, a że cała ekipa to praktycznie rodzina, to bez wątpienia ktoś mógłby jej powiedzieć... Nie wyrobiłem sobie zbyt dobrej opinii w ciągu ostatnich lat, ale zmieniłem się. Rozumiesz?
 -Czyli to tylko dla zakładu wredoto?
 -No ej! W sumie to nie. Gentlemanem trzeba być, dziewczynie się stawia.
 -Jasne, jasne. A co jeśli ona nie chce, żebyś jej stawiał?
 -A nie chcesz?
 -Jak bym powiedziała, że chce to zabrzmiało by samolubnie, a jak nie chce to, że jestem niewdzięczna... Więc powiem: rób co chcesz.
 -Zawsze spoko - sprawdził godzinę w telefonie. - Mamy godzinę dziesięć do zamknięcia. Zabrałbym cie w jedno miejsce. Chętna?
 -Mam się bać?
 -Nie raczej nie.
   Kilka minut później staliśmy pod olbrzymim diabelskim młynem. Trzeba było przyznać, że był ślicznie oświetlony. Zadziwiające jak mało ludzi jest o tej porze w wesołym miasteczku. Wygląda prawie jak opuszczone, pomyślałam. Weszliśmy bokiem (jak przez cały dzień), zaczęliśmy wjeżdżać na górę i wszystko byłoby normalnie, gdyby nie to, że wagonik się zatrzymał i nie chciał ruszyć przez dobrych kilka minut. Chad wyraźnie wyglądał jakby na coś czekał.
 -Co się dzieje? - zapytałam go.
 -Daj jeszcze moment... o patrz! - wskazał palcem na jakiś punkt na niebie.
   Na początku nie wiedziałam o co chodzi. Ale potem ją zobaczyłam. Olbrzymia kometa przesuwająca się po gwiaździstym niebie niczym spadająca gwiazda, ale o wiele wolniej. To był na prawdę cudowny widok.
 -Tak się starasz i przepraszam, ale ja nic do ciebie nie.. - zaczęłam mówić.
 -Nie przejmuj się, wiem. Ale nie wmówisz mi, że nie jesteś w tym momencie ani trochę szczęśliwa. Dlatego to robie. Nie oczekuje nic w zamian. Obiecuje.
   Na tym skończyła się nasza rozmowa. Potem już tylko żartowaliśmy. Na sam koniec zaoferował mi, że mnie odprowadzi. Byliśmy nie daleko mojego domu, gdy zauważyłam coś, a raczej kogoś opartego o płot sąsiadów. Mój przyjaciel podbiegł do niego, a ja zaraz za nim.
 -Ej, skądś go znam - oznajmił Chad.
   Popatrzyłam na twarz chłopaka i poczułam jak moje serce zaczyna coś odwalać. Chłopak był mocno pobity, miał podbite oko, a z jego rozciętej wargi i nosa spływała krew, a mimo to i tak rozpoznałabym tą twarz wszędzie.
 -Nie dziwie ci się... to mój brat.

Mały zwrot akcji ;) mam nadzieje, że się podoba ;*