wtorek, 7 maja 2013

6. Znajomość rozwija się małymi krokami.

 -Serio? - wyglądał na zaskoczonego, ale tak mega pozytywnie. - Dziękuje!
 -Już się tak nie ekscytuj Chad - odpowiedziałam.
 -Oj no dobra, doobra. Daje ci spokój na jaki czas. Możemy się spotkać w sobotę? Przyjadę o 16.
 -Mam to uznać za randkę?
 -No nie wiem, ty mi powiedz.
 -Może kiedyś - zaskakująco miło się z nim droczyło.
 -To co, spotkamy się?
 -Jasne.
   Wróciłam do domu z lekką podjarką, nawet troszkę większą niż lekką. Co w zasadzie było dziwne, w końcu nadal kochałam Jareda. Wątpię, żeby mi łatwo przeszło, ale czemu by nie próbować? Jestem samolubna i to w chuj. Czy ja go nie wykorzystuje?, ostatnie zdanie jakoś nie chciało wyjść z mojej głowy. Z drugiej strony nic mu nie obiecywałam. Znałam siebie i wiedziałam, że żeby z nim być musiałabym się zakochać. Co w tym momencie nie było takie proste, więc było wiadomo, że raczej zostaniemy na strefie przyjaciół, co go mogło zranić. Chociaż z drugiej strony sam tego chciał. Doskonale wiedział o Jaredzie, bo Jan na pewno go uświadomiła, a mimo to chciał się spotkać.
   Weszłam do pokoju, włączyłam laptopa i załączyłam jakąś muzykę. Taki sposób na umilenie sobie mijającego czasu. Do spotkania jeszcze trochę czasu, więc nie mam się co przejmować. Usłyszałam dźwięk wiadomości.
 [-Siema mała :* jak tam?]
   Jared... Od razu tak jakoś milej.
 [-No hej. Kilka zmian. Spotkałam Chada i w sumie trochę się wygadał.]
 [-Jakieś plany odnośnie niego?]
 [-Chwilowo po prostu wychodzimy gdzieś w sobote, ale randką tego nie nazwę ;) a co u Cb? Opalony?]
 [-Nawet bardzo :P dziwnie tu. Niby od zawsze rodzice uczyli mnie hiszpańskiego, więc nie jest tak źle, ale i tak dziwnie, jak po angielsku gada się tylko w domu. Plus jest taki, że mogę kogoś maksymalnie pojechać, a on zrozumie tylko kilka słów...]
 [-Ale jakoś dajesz radę. Jakaś ładna hiszpanka na horyzoncie?]
   Chciałam wiedzieć jakby co. Może wtedy nie miałabym takiego poczucia winy wobec Chada.
 [-Nie, raczej nie. Może kiedyś, ale szczerze wątpię.]
 [-I co, zastaniesz księdzem?]
 [-Chyba to przemyśle xD]
   Chwila przerwy, czyli ten moment kiedy zastanawiam się co odpisać, a potem znowu jego wiadomość:
 [-Musze spadać, rodzice coś chcą. Do następnego kocie :D]
 [-Paa :* ]
   Reszta tygodnia minęła jakoś wyjątkowo spokojnie. Miałam zdecydowanie lepszy humor niż wcześniej, w końcu powoli wracałam do życia. Poczucie winy nadal męczyło, ale w końcu do wszystkiego da się przyzwyczaić.

6 dni później...

   Sobota, 2 lutego, dzień spotkania z Chadem. Denerwowałam się! I w sumie to nie wiem dlaczego po prostu tak było. Wstałam wyjątkowo wcześnie jak na mnie. Godzina 9 to środek nocy... Ale jakoś tak nie mogłam spać. Kompletnie nie wyobrażałam sobie jak miałoby wyglądać to spotkanie i to chyba było najgorsze. Jakieś lekkie śniadanie, muzyka na cały dom i robienie wszystkiego, żebym o tym nie myślała. Nudziło mi się do tego stopnia, że aż odpaliłam simsy, co w sumie zajęło mi cały ranek i zanim się obejrzałam była 13. W sumie to jeszcze dużo czasu, więc nie miałam się co martwić. Zdążyłam zrobić obiad, jakby rodzice wrócili, zjeść go. Potem poszłam się wykąpać, bo gorąco w pizdu. Przebrać się w krótkie spodenki i jakąś luźną koszulkę, oczywiście nie obyło się bez łażenia w samej bieliźnie przez dwadzieścia minut i myślenia co na siebie włożyć. Wróciłam przed kanapę i włączyłam tv. Nie zdążyłam dobrze wciągnąć się w przewijanie kanałów, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Popatrzyłam na zegarek. 15:58, o ile to on, to trzeba przyznać, że punktualny to on jest. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazało się ciemnowłose ciacho. Ściął się na krótko, wyglądał jeszcze lepiej niż wcześniej. Miał na sobie zielono niebieskie shorty i białą koszulkę na ramiączkach pokazująca jego nieźle umięśnione ramiona.
 -Hej - przywitał się. - Gotowa na najlepszy dzień w swoim życiu?
 -Aleś ty skromny. To idziemy?
 -No ba.
   Poczekał, aż zamknę drzwi na klucz, po czym puścił mnie przodem, a gdy tylko wyszliśmy za bramę zrównał ze mną krok. Był zaskakująco miły jak zaczynało się go poznawać. Z pozoru wydawałoby się, że to przystojny, arogancki facet zapatrzony w siebie. Ale pozory jak zwykle mylą. Jego pewność siebie była po prostu żartobliwa i zmniejszała dystans.
 -Tak właściwie to czemu jeszcze siedzisz w mieście? Skończyłeś szkołę, nie śpieszy Ci sie na uniwerek?
 -Niby skończyłem, ale mam wszystkiego dość. Taki rok przerwy od nauki, a w sumie i tak w tygodniu pracuję - uśmiechnął się.
    W sumie uśmiechnięty był cały czas, ale to nie przeszkadzało mu, żeby co chwila uśmiechać się jeszcze szerzej, pokazując białe ząbki. Miał zdecydowanie zbyt słodki wyszczerz.
 -Pracujesz? - zdziwiłam się.
 -Nosze pudła do sklepu i z powrotem, ot i praca. Chociaż trzeba przyznać, że czasem jest męcząco.
 -To tłumaczy skąd masz mięśnie - powiedziałam cicho.
 -Co?
 -No... mięśnie. No wiesz.. to coś połączone z kośćmi czego używamy do poruszania się. I w sumie wszyscy je mają, ale te Twoje są takie... aaa. Lepiej się zamknę.
 -Czasem jesteś słodka, wiesz? A tak w ogóle. Masz może ochotę na shake'a?
 -Ty wiesz, że z chęcią. Tuskawkowego plose - powiedziałam niczym małe dziecko.
   Byłam debilem, to mi trzeba było przyznać.
Ale co tam. Fajnie jest.

Wróciłam. Zawsze wracam :D Chociaż w sumie sama nie wiem czemu.. po prostu to lubię ;3

1 komentarz:

  1. Ciekawy. Zapraszam do siebie http://pieknoczytania-recenzje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń