niedziela, 12 maja 2013

7. Wesołe miasteczko.

 -Wesołe miasteczko! - zawołałam wesoło, gdy już staliśmy pod bramkami przy wejściu.
   Chad podszedł do kasy i z tym swoim uśmiechem (potrafił być na prawdę czarujący jeśli tylko chciał) powiedział do młodej kasjerki:
 -Dwa ulgowe poproszę.
 -Do zamknięcia? - widać, że już była nim zachwycona.
 -Yhm.
   Popatrzyłam na szyld nad kasą. Widniał na nim duży napis:
Poniedziałek - Czwartek
9:00 - 21:30
Piątek - Niedziela
8:00 -23:00
   Obok wisiał zegarek wskazujący godzinę 16:45. Sześć godzin w wesołym miasteczku?! I to jeszcze tak późno wieczorem, że przez kilka godzin będzie ciemno? Łooooooooo!!!
 -Razem dwadzieścia dolarów - powiedziała dziewczyna patrząc na Chada.
   Zdecydowanie było widać, że wpadł jej w oko. Sięgnęłam do torebki przewieszonej na ramieniu szukając portfela, ale brunet mnie uprzedził, wręczając pieniądze karierce.
 -Nie no serio? - zapytałam. - Najpierw shake, teraz to?
 -Przecież z góry było wiadome, że ja stawiam - kolejny wyszczerz... robił to specjalnie!
 -I niby mam ci tak o na to pozwolić?
 -Tak. W końcu z dwójki nas to ja tu pracuje kocie.
  Grr. Czasem jest wkurzający... i uparty!
 -Niech Ci będzie, ale następnym razem stawiam ja!
 -Jasne. To gdzie chcesz iść najpierw? - skutecznie spróbował odwrócić moją uwagę od biletów i pieniędzy.
 -Rollercoaster!
   Czasem zachowywałam się jak takie kompletnie małe dziecko, któremu wystarczyło dać lizaka, żeby biegało wesołe po całym domu. To była tylko taka podjarka i: "Ooooo! Lizacek!" A teraz z takim samym zacieszem, praktycznie skacząc, zmierzałam w stronę wielkiej kolejki z Chadem u boku. Jak tak dalej pójdzie to po dzisiejszym dniu nie będzie chciał mnie znać. No, ale przecież nie będę udawać kogoś kim nie jestem, nie?" Nie wiedząc dla czego on zamiast skierować się w stronę olbrzymiej kolejki, przeszedł obok niej i podszedł do chłopaka z obsługi, po czym szepnął mu coś do ucha i zawołał mnie.
 -Miłej zabawy - powiedział owy chłopak i przepuścił nas bocznym przejściem.
 -Jak? - zapytałam robiąc wielkie oczy.
 -Chyba powinienem ci powiedzieć wcześniej... Młodszy brat taty jest tu kierownikiem.
 -No co Ty? To czemu pracujesz przy pudłach, a nie tutaj?
 -Ojciec się z nim umówił. Mam udowodnić, że jestem odpowiedzialny, bo obydwoje wiedzą, że jakby wujek mnie tu zatrudnił to zachowywałbym się... lekkomyślnie.
 -Nie wyglądasz na takiego.
 -Miło słyszeć - kolejny wyszczerz, no aaaa!!
  Pozwolił mi wsiąść do wagonika jako pierwszą i wsiadł zaraz za mną. Gdy wjeżdżaliśmy na górę zobaczyłam przerażenie w jego oczach.
 -Mówiłem ci, ze mam lęk wysokości? - zapytał.
   Potem słyszałam już w sumie tylko jego krzyk. Wyszłam praktycznie poryczana ze śmiechu. Jak to możliwe, że taki facet aż tak bardzo boi się kolejki górskiej? Chad wyglądał na... dziwnie w każdym bądź razie, ale po chwili wrócił do normy. Wcale nie wsiadł na tą samą kolejkę jeszcze dwa razy tego dnia, to by było głupie z jego strony. Dzień był dosłownie zajebisty. Bieganie po całym miasteczku i wżeranie waty cukrowej, którą nie wiadomo dlaczego ciągle on stawiał. Nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno.
 -Czemu ciągle stawiasz, mam tego dość - powiedziałam.
 -Ech... Trudno to będzie wytłumaczyć. Mam zakład z Lily, znaczy z tą kasjerką u której kupowałem bilety.
 - To oni się znają? Biedna dziewczyna. Widać, że jej się podoba no... - Nie chciała mi za nic uwierzyć, że byłbym w stanie sprezentować ci całą wizytę tutaj, a że cała ekipa to praktycznie rodzina, to bez wątpienia ktoś mógłby jej powiedzieć... Nie wyrobiłem sobie zbyt dobrej opinii w ciągu ostatnich lat, ale zmieniłem się. Rozumiesz?
 -Czyli to tylko dla zakładu wredoto?
 -No ej! W sumie to nie. Gentlemanem trzeba być, dziewczynie się stawia.
 -Jasne, jasne. A co jeśli ona nie chce, żebyś jej stawiał?
 -A nie chcesz?
 -Jak bym powiedziała, że chce to zabrzmiało by samolubnie, a jak nie chce to, że jestem niewdzięczna... Więc powiem: rób co chcesz.
 -Zawsze spoko - sprawdził godzinę w telefonie. - Mamy godzinę dziesięć do zamknięcia. Zabrałbym cie w jedno miejsce. Chętna?
 -Mam się bać?
 -Nie raczej nie.
   Kilka minut później staliśmy pod olbrzymim diabelskim młynem. Trzeba było przyznać, że był ślicznie oświetlony. Zadziwiające jak mało ludzi jest o tej porze w wesołym miasteczku. Wygląda prawie jak opuszczone, pomyślałam. Weszliśmy bokiem (jak przez cały dzień), zaczęliśmy wjeżdżać na górę i wszystko byłoby normalnie, gdyby nie to, że wagonik się zatrzymał i nie chciał ruszyć przez dobrych kilka minut. Chad wyraźnie wyglądał jakby na coś czekał.
 -Co się dzieje? - zapytałam go.
 -Daj jeszcze moment... o patrz! - wskazał palcem na jakiś punkt na niebie.
   Na początku nie wiedziałam o co chodzi. Ale potem ją zobaczyłam. Olbrzymia kometa przesuwająca się po gwiaździstym niebie niczym spadająca gwiazda, ale o wiele wolniej. To był na prawdę cudowny widok.
 -Tak się starasz i przepraszam, ale ja nic do ciebie nie.. - zaczęłam mówić.
 -Nie przejmuj się, wiem. Ale nie wmówisz mi, że nie jesteś w tym momencie ani trochę szczęśliwa. Dlatego to robie. Nie oczekuje nic w zamian. Obiecuje.
   Na tym skończyła się nasza rozmowa. Potem już tylko żartowaliśmy. Na sam koniec zaoferował mi, że mnie odprowadzi. Byliśmy nie daleko mojego domu, gdy zauważyłam coś, a raczej kogoś opartego o płot sąsiadów. Mój przyjaciel podbiegł do niego, a ja zaraz za nim.
 -Ej, skądś go znam - oznajmił Chad.
   Popatrzyłam na twarz chłopaka i poczułam jak moje serce zaczyna coś odwalać. Chłopak był mocno pobity, miał podbite oko, a z jego rozciętej wargi i nosa spływała krew, a mimo to i tak rozpoznałabym tą twarz wszędzie.
 -Nie dziwie ci się... to mój brat.

Mały zwrot akcji ;) mam nadzieje, że się podoba ;*

2 komentarze:

  1. Hej, dodałem Cię do katalogu: http://znajdzbloga.blogspot.com/ Czy możesz zapromować go na swoim blogu? Z góry dzięki!

    OdpowiedzUsuń