Chad podszedł do kasy i z tym swoim uśmiechem (potrafił być na prawdę czarujący jeśli tylko chciał) powiedział do młodej kasjerki:
-Dwa ulgowe poproszę.
-Do zamknięcia? - widać, że już była nim zachwycona.
-Yhm.
Popatrzyłam na szyld nad kasą. Widniał na nim duży napis:
Poniedziałek
- Czwartek
9:00
- 21:30
Piątek
- Niedziela
8:00
-23:00
Obok wisiał zegarek
wskazujący godzinę 16:45. Sześć godzin w wesołym
miasteczku?! I to jeszcze tak późno wieczorem, że przez kilka godzin będzie
ciemno? Łooooooooo!!!
-Razem
dwadzieścia dolarów - powiedziała dziewczyna patrząc na Chada.
Zdecydowanie
było widać, że wpadł jej w oko. Sięgnęłam do torebki przewieszonej na ramieniu
szukając portfela, ale brunet mnie uprzedził, wręczając pieniądze karierce.
-Nie no
serio? - zapytałam. - Najpierw shake, teraz to?
-Przecież z
góry było wiadome, że ja stawiam - kolejny wyszczerz... robił to specjalnie!
-I niby mam
ci tak o na to pozwolić?
-Tak. W
końcu z dwójki nas to ja tu pracuje kocie.
Grr. Czasem jest wkurzający... i uparty!
-Niech Ci
będzie, ale następnym razem stawiam ja!
-Jasne. To
gdzie chcesz iść najpierw? - skutecznie spróbował odwrócić moją uwagę od biletów
i pieniędzy.
-Rollercoaster!
Czasem
zachowywałam się jak takie kompletnie małe dziecko, któremu wystarczyło dać
lizaka, żeby biegało wesołe po całym domu. To była tylko taka podjarka i:
"Ooooo! Lizacek!" A teraz z takim samym zacieszem, praktycznie
skacząc, zmierzałam w stronę wielkiej kolejki z Chadem u boku. Jak tak dalej pójdzie to po dzisiejszym dniu
nie będzie chciał mnie znać. No, ale przecież nie będę udawać kogoś kim nie
jestem, nie?" Nie wiedząc dla czego on zamiast skierować się w stronę
olbrzymiej kolejki, przeszedł obok niej i podszedł do chłopaka z obsługi, po
czym szepnął mu coś do ucha i zawołał mnie.
-Miłej
zabawy - powiedział owy chłopak i przepuścił nas bocznym przejściem.
-Jak? - zapytałam
robiąc wielkie oczy.
-Chyba
powinienem ci powiedzieć wcześniej... Młodszy brat taty jest tu kierownikiem.
-No co Ty?
To czemu pracujesz przy pudłach, a nie tutaj?
-Ojciec się
z nim umówił. Mam udowodnić, że jestem odpowiedzialny, bo obydwoje wiedzą, że
jakby wujek mnie tu zatrudnił to zachowywałbym się... lekkomyślnie.
-Nie
wyglądasz na takiego.
-Miło
słyszeć - kolejny wyszczerz, no aaaa!!
Pozwolił
mi wsiąść do wagonika jako pierwszą i wsiadł zaraz za mną. Gdy wjeżdżaliśmy na
górę zobaczyłam przerażenie w jego oczach.
-Mówiłem ci,
ze mam lęk wysokości? - zapytał.
Potem
słyszałam już w sumie tylko jego krzyk. Wyszłam praktycznie poryczana ze
śmiechu. Jak to możliwe, że taki facet aż
tak bardzo boi się kolejki górskiej? Chad wyglądał na... dziwnie w każdym
bądź razie, ale po chwili wrócił do normy. Wcale nie wsiadł na tą samą kolejkę
jeszcze dwa razy tego dnia, to by było głupie z jego strony. Dzień był
dosłownie zajebisty. Bieganie po całym miasteczku i wżeranie waty cukrowej,
którą nie wiadomo dlaczego ciągle on stawiał. Nie zauważyłam kiedy zrobiło się
ciemno.
-Czemu
ciągle stawiasz, mam tego dość - powiedziałam.
-Ech...
Trudno to będzie wytłumaczyć. Mam zakład z Lily, znaczy z tą kasjerką u której
kupowałem bilety.
- To oni się znają?
Biedna dziewczyna. Widać, że jej się podoba no... - Nie chciała mi za nic
uwierzyć, że byłbym w stanie sprezentować ci całą wizytę tutaj, a że cała ekipa
to praktycznie rodzina, to bez wątpienia ktoś mógłby jej powiedzieć... Nie
wyrobiłem sobie zbyt dobrej opinii w ciągu ostatnich lat, ale zmieniłem się.
Rozumiesz?
-Czyli to
tylko dla zakładu wredoto?
-No ej! W
sumie to nie. Gentlemanem trzeba być, dziewczynie się stawia.
-Jasne,
jasne. A co jeśli ona nie chce, żebyś jej stawiał?
-A nie chcesz?
-Jak bym
powiedziała, że chce to zabrzmiało by samolubnie, a jak nie chce to, że jestem
niewdzięczna... Więc powiem: rób co chcesz.
-Zawsze
spoko - sprawdził godzinę w telefonie. - Mamy godzinę dziesięć do zamknięcia.
Zabrałbym cie w jedno miejsce. Chętna?
-Mam się
bać?
-Nie raczej
nie.
Kilka
minut później staliśmy pod olbrzymim diabelskim młynem. Trzeba było przyznać,
że był ślicznie oświetlony. Zadziwiające
jak mało ludzi jest o tej porze w wesołym miasteczku. Wygląda prawie jak
opuszczone, pomyślałam. Weszliśmy bokiem (jak przez cały dzień), zaczęliśmy
wjeżdżać na górę i wszystko byłoby normalnie, gdyby nie to, że wagonik się
zatrzymał i nie chciał ruszyć przez dobrych kilka minut. Chad wyraźnie wyglądał
jakby na coś czekał.
-Co się
dzieje? - zapytałam go.
-Daj jeszcze
moment... o patrz! - wskazał palcem na jakiś punkt na niebie.
Na
początku nie wiedziałam o co chodzi. Ale potem ją zobaczyłam. Olbrzymia kometa
przesuwająca się po gwiaździstym niebie niczym spadająca gwiazda, ale o wiele
wolniej. To był na prawdę cudowny widok.
-Tak się
starasz i przepraszam, ale ja nic do ciebie nie.. - zaczęłam mówić.
-Nie
przejmuj się, wiem. Ale nie wmówisz mi, że nie jesteś w tym momencie ani trochę
szczęśliwa. Dlatego to robie. Nie oczekuje nic w zamian. Obiecuje.
Na tym
skończyła się nasza rozmowa. Potem już tylko żartowaliśmy. Na sam koniec
zaoferował mi, że mnie odprowadzi. Byliśmy nie daleko mojego domu, gdy
zauważyłam coś, a raczej kogoś opartego o płot sąsiadów. Mój przyjaciel
podbiegł do niego, a ja zaraz za nim.
-Ej, skądś
go znam - oznajmił Chad.
Popatrzyłam na twarz chłopaka i poczułam jak moje serce zaczyna coś
odwalać. Chłopak był mocno pobity, miał podbite oko, a z jego rozciętej wargi i
nosa spływała krew, a mimo to i tak rozpoznałabym tą twarz wszędzie.
-Nie
dziwie ci się... to mój brat.
Mały zwrot akcji ;) mam nadzieje, że się podoba ;*
ANGELA!!
OdpowiedzUsuńGeniuszu!! <3
Hej, dodałem Cię do katalogu: http://znajdzbloga.blogspot.com/ Czy możesz zapromować go na swoim blogu? Z góry dzięki!
OdpowiedzUsuń