środa, 10 lipca 2013

11. Mętlik w głowie.

   Obudziłam się. Chad... to niemożliwe... Przejdzie, jest tylko kolegą, przecież kocham Jareda. Mózgu co ty robisz?! Takiego rozpierdolu w głowie po wstaniu już dawno niemiałam. Przecież to było praktycznie nie możliwe... Nie można zakochać się w kimś w aż tak krótkim czasie. Można? Aaaaa! Mózgu wyłącz się.
   Z westchnieniem opadłam na poduszkę. Dopiero co wstałam, a już mam ochotę znowu iść spać i zacząć śnić, bo wtedy nie myślę. I mogłabym znowu śnić o nim, powiedziała moja podświadomość. Musiałam się czym zająć. Szybko się ubrałam, potem poranna toaleta, bułka z nutellą do ręki, torba na ramię i wybiegłam z domu. Potrzebowałam kontaktu z ludźmi i to jak najszybciej. Pierwszy raz chyba byłam w szkole tyle czasu przed dzwonkiem. Zaskakujący był też fakt, że ktoś siedział na ławce przed budynkiem. Ktoś kogo znałam... Beck.
 -Siema! - zawołałam do niego w chwili, gdy podnosił głowę znad szkicownika.
 -No witam piękna! Zrób coś dla mnie, stań w miejscu i nie ruszaj się - odpowiedział wyrywając kartkę.
 -Nie no serio? Znów będziesz mnie rysował?
 -Co mam lepszego do roboty? Trening mi odwołali. Siedzę tu już dobre pół godziny.
   W sumie to zawsze podziwiałam sportowców. Za to, że są w stanie wstawać tak wcześnie po to, żeby trenować. Ja się nawet na rozciąganie rano nie mogłam zebrać, a on trzy razy w tygodni przychodził tu na siódmą, żeby pobiegać po boisku za piłką. No i Beck... Nie ogarniam go. Z jednej strony sportowiec, a z drugiej artysta. Te dwie cechy raczej nie często chodzą ze sobą w parze.
 -A tak właściwie to czemu go odwołali?
 -Trener Banson skręcił kostkę. Wraca za dwa tygodnie.
 -Serio? Fuck yeah, nie mam wfu.
    O tak, zaciesz na twarzy, bo brak wfu przez dwa tygodnie to u mnie norma.
 -Ty się tak nie ekscytuj, załatwią wam zastępstwo. Módl się, żebyś dostała kogoś normalnego, bo inaczej przejebane... -Zamknął szkicownik i schował go do torby. - Dobra ja spadam, gdzieś tu powinien kręcić się Torpeda. Do następnego Aria - pocałował mnie w policzek i zaczął powoli się oddalać.
 -Zobaczę kiedyś to dzieło, które narysowałeś? - zawołałam za nim.
 -Może - odkrzyknął, a moment później straciłam go z oczu.
   Zbyt dobre to dla mnie nie było. Pozostało mi jedynie wgapiać się w przestrzeń i rozmyślać. Czemu ten sen był aż tak silny, czemu ciągle do mnie wraca? Tak wiele pytań bez odpowiedzi... Czy naprawdę go kocham? Z zamyślenia wyrwała mnie Jannis, machając ręką przed moją twarzą. Popatrzyłam na przyjaciółkę i uśmiechnęłam się. Kątem oka zobaczyłam zbliżającego się do nas Mike'a. Świetnie, jeszcze jego mi tu dzisiaj brakowało.
 -Nic mi nie jest. Pogadamy na obiedzie Jan - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
   Przytaknęła głową w momencie, gdy jej chłopak przytulił ją od tyłu. Jak najszybciej odeszłam z tego miejsca. Nie mogę pozwolić, żeby Jannis się dowiedziała... Wtedy ja z Ericiem mamy przejebane. Wystarczy po prostu o tym nie mówić i będzie dobrze, to przecież nic trudnego. Kilka pierwszych lekcji poświęciłam na te same rozważania, po prostu nie potrafiłam wyrzucić tego snu ze swojej pamięci. Był taki... wyraźny i prawdziwy. Aż w końcu nadeszła przerwa obiadowa. Powolnym krokiem dowlokłam się do stołówki, z bufetu wzięłam jabłko i siadłam przy stoliku. Zaczęłam przeżuwać owoc w momencie, gdy przysiadła się do mnie blond przyjaciółka.
 -O kim tak intensywnie myślisz od rana? - zapytała.
 -Nie ważne... Nikt szczególny serio.
   Co miałam jej powiedzieć? "Wiesz chyba zakochałam się w Twoim starszym, mega przystojnym kuzynie" - i to by był ten moment, w którym następowałby głupawy smajl.
 -Chad, co nie?
 -Nie no serio? To aż tak bardzo widać?
  -Po prostu dobrze cie znam... No i ostatnio strasznie dużo gadam z Chadem. Podobno spędzacie razem dużo czasu.
 -Dużo to chyba mało powiedziane - uśmiecham się na myśl o naszym sposobie spędzania czasu.
 -Myślisz, że go kochasz?
   No tak, typowa Jan. Jak zwykle prosto z mostu.
 -Sama chciałabym wiedzieć. Myślę, że po prostu powinnam sie z nim spotkać i zobaczyć jak będzie.
 -No to powiem Ci, że może być trudno. Wyjechał godzinę temu, wujek ma jakiś zjazd, chuj wie co, kuzynek dzisiaj rano dowiedział się, że ma mu pomóc.
 -To tłumaczy czemu nic o tym nie wiem. Kiedy wraca?
 -Nie mam pojęcia, zapytaj go sama.
   Z kieszeni torby wyciągnęłam BlackBerry i szybko napisałam smsa: "Fajnie, że o czymś wiem tępaku ;p kiedy wracasz? ;* A." Długo nie musiałam czekać na odpowiedź: "Wracam w niedziele, nie stęsknij się za bardzo, mam dla Cb malutki drobiazg :D" Mimowolnie uśmiechnęłam się do ekranu. Kochany jak zwykle. Do stołu zaczęło przysiadać się coraz więcej osób. Nim się obejrzałam siedzieliśmy praktycznie całą starą ekipą. Brakowało tylko jego... Jareda. Nie wiem czemu, ale praktycznie z dnia na dzień myśl o tym, że się wyprowadził przestała być aż tak dołująco smutna. Owszem, brakowało mi go, ale chyba nie aż tak bardzo jak kiedyś. Czyżby niebieskooki znikał z pola mojego zainteresowania? To chyba lepiej dla mnie. W tamtym momencie to inny chłopak chodził mi po głowie. Pozostawało mi tylko jedno...
Czekać aż Chad wróci.

Według mnie jak na pierwszy rozdział po dłuugiej przerwie ( za którą strasznie was przepraszam! ale rozumiecie... wena ._.) nie jest źle :D Wakacje, czy można ich nie lubić? U mnie jest idealnie ;3 Mam nadzieje, że u was też ;)


sobota, 1 czerwca 2013

10. Sen.

Miesiąc później...
   Wszystko z pozoru sie uspokoiło, mój brat wrócił do pełni sił i wyjechał z powrotem do college'u. Gdyby nie to, że codziennie na szkolnym korytarzu mijałam Mike'a to być może zapomniałabym, że ta historia miała w ogóle miejsce. Ale on tam był, co boleśnie przypominało o tym, że jednak miała. Dzień w dzień witał się ze mną i z Jannis jakby nigdy nic, a ja nie mogłam jej nic powiedzieć. Dlaczego? Bo Zach nam zagroził. Nie chce z tego robić jeszcze większej afery. Wolę nie myśleć o tym, co wtedy mogłoby się stać. Jeśli Jannis się dowie, wygarnie Mike'owi, a wtedy Zach bankowo będzie wiedział. Sytuacja bez wyjścia. Trzeba spróbować zapomnieć i modlić się o to, żeby Jan nic się nie stało.
   Mimo to było coraz lepiej. Tata skończył książkę i znowu miał dla mnie czas. Popołudniami zabierał mnie na długie spacery i obiady na mieście. Zadziwiająco jak wiele wydarzeń ze świata przegapił w czasie pisania nowej książki (która okazała sie być kolejnym wielkim bestsellerem, mam genialnego tatę). Z Jaredem miałam stały kontakt z czego bardzo się cieszyłam, a Chad... Chad po prostu był. Zawsze. Wystarczył jeden sms i przychodził, nie ważne co od niego chciało. I przynosił shake'i truskawkowe albo kawę. Ewentualnie inne dobre rzeczy. Wiedział wszystko, większości sam się domyślił, więc mogłam mu się wyżalić w każdej chwili. Miałam wrażenie, że powoli zaczynam się od niego uzależniać, przy okazji gubiąc we własnych uczuciach. No bo przecież nie mogą istnieć oboje jednocześnie. Czy nadal traktuje go tylko jak przyjaciela? Czy powoli zaczynam zapominać o Jaredzie?
   Szósty marca był jednym z cięższych dni. W szkole masakra (w końcu to szkoła nie?), w domu kłótnia rodziców. Chad wyjechał, Jay ... nawet nie wiem co wtedy robił, a Jannis spędzała czas z Mikem, co w sumie powodowała, że jeszcze dodatkowo sie martwiłam. Po powrocie do domu zamknęłam się w pokoju z paczką czekoladek, sezonem serialu i słuchawkami. To był bardzo ambitny plan dnia. O dziwo minął bez żadnych konkretnych dołów. Po prostu czułam się samotna... i było nudno, bardzo nudno. Mało wtedy jadałam. Nie wiem czemu, po prostu nie miałam apetytu. Co było wyjątkowo dziwne jak na mnie. Wieczorem napisał do mnie Eric. To nie była zbyt produktywna rozmowa, ale zawsze lepsza taka niż żadna. No i miło było w końcu skontaktować się z kimś po całym dniu gapienia sie w tv.
 [-Siostra, ale wiesz... głowa do góry!] - napisał na sam koniec.
   Zamknęłam laptopa, zgasiłam światło i położyłam się na boku, próbując usnąć. Uparcie wgapiałam się w liście powiewające za oknem, próbując zapaść w sen. Jednak po moich myślach ciągle krążyli oni. Niebieskooki i kuzyn mojej przyjaciółki. Obydwoje dla mnie ważni. Co tak na prawdę do nich czuję?

   Ktoś mnie przytula, siedzę mu na kolanach... Czuje cudowny, doskonale mi znany zapach męskich perfum. Wtulam się w niego mocniej, pragnę aby był bliżej rozkoszując się jego zapachem. Czuje ja przesuwa dłonią wzdłuż linii mojego kręgosłupa, a przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Po jego dotyku pozostaje delikatne mrowienie. Niech będzie tu już zawsze. Jestem tak strasznie szczęśliwa, że mogłabym spędzić całe życie przy nim. Nie potrzebuję niczego więcej. Nie otwieram oczu, bo nie chce, aby ta chwila się skończyła. Unoszę głowę do góry, muskając ustami jego szyje. Działa momentalnie. Leciutko mnie całuje, podnosząc palcem mój podbródek. Te słodkie wargi... Nasuwa mi się myśl przygryzienia jednej z nich, co momentalnie robię. Wplatam palce w jego włosy. Tak strasznie chce, aby był jeszcze bliżej. On kładzie obie dłonie na moich plecach, przytulając mnie mocniej. Nasze ciała idealnie do siebie pasują, tak jakby były stworzone po to, aby być obok siebie. Uśmiecham się nadal go całując. Czy może istnieć coś lepszego? Szczerzę w to wątpię. Przerywamy, jednak nasze twarze nadal zostają blisko siebie. Żadne z nas nie chce się odsunąć. Nadal nie otwieram oczu. Boję się, że jak to zrobię to cała bajka pryśnie i znowu zostanę sama. Nie chcę tego, potrzebuję go. Teraz, za moment, już zawsze. Przez dłuższą chwilę żadne z nas nie wykonuje ruchu. Rozkoszujemy się sobą nawzajem. "Kocham Cie" szeptam. Słyszę jak się cichutko śmieje, ale nie odpowiada. "Zrobiłam coś nie tak?" pytam. Nadal nie odpowiada, tylko śmieje się dalej. Powoli zaczynam spuszczać głowę, ale on nie daje mi tego zrobić. Ponownie delikatnie mnie całuje, przesuwając językiem po mojej wardze, a wtedy ja już o nic nie pytam. Uwielbiam to w jaki sposób na mnie działa i to co potrafi ze mną zrobić kilkoma ruchami. Nigdy bym nie podejrzewa, że ktoś może być aż taki cudowny. Czuję, że to przy nim jest moje miejsce. Powoli odsuwa się ode mnie, nadal mocno mnie przytulając. "Też Cie kocham skarbie". O tak, tego głosu mogłabym słuchać całymi dniami i wątpię, żeby kiedykolwiek mi się znudził. Powoli otwieram oczy, a one zaczynają przyzwyczajać się do półmroku pokoju, w którym się znajdujemy. Patrzą na jego twarz oraz jego wspaniały uśmiech, a potem mój wzrok przenosi się na jego duże oczy.
Brązowe oczy.


W końcu wena się odblokowała! :D Mam nadzieję, że się podobało :*

piątek, 17 maja 2013

9. Spłata długu.


   Minęły cztery dni. Była środa. Plan dnia był już z góry ustalony. Rano do szkoły, potem do domu, gdzie czekał mnie dłuuugi wykład rodziców o tym, że powinnam być odpowiedzialna, a potem do brata do szpitala. Rodzice zareagowali zadziwiająco spokojnie. Eric miał talent do przedstawiania wszystkiego w taki sposób, że nikt nie miał do niego pretensji. Oczywiście stwierdzili, że powinien jakoś oberwać, ale skutecznie przekonałam ich, że kilka dni w szpitalu będzie wystarczającą nauczką, a poza tym powinien skończyć college. Poza tym nigdy wcześniej nie zrobił nic złego.
 -Czemu tak nagle zacząłeś imprezować? - zapytałam go.
 -Długa historia... Na pewno chcesz jej słuchać?
 -A masz coś lepszego do roboty?
 -W sumie. Półtora roku temu skończyłem szkołę wyższą. Rozdanie dyplomów, wszystko pięknie i w ogóle, a potem impreza. Wtedy ją poznałem. Była w wieku Jareda...
   Chwila, chwila. Jared jest rok starszy ode mnie, Eric o trzy. Między nimi były dwa lata różnicy... Prawie jak miedzy mną a Chadem, wszystko analizowałam na bieżąco, a on kontynuował:
 -Najładniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem. Dwa miesiące później dostałem zaproszenie na jakaś imprezę. Ona miała tam być, nie mogłam odmówić. No i w sumie od tego się zaczęło. Na początku to były pojedyncze imprezy, zaczęliśmy rozmawiać, zakochałem się... Na prawdę muszę kontynuować?
 -Myślę, że nie. Więc to ona cie w to wciągnęła?
 -Z jakiej strony bym na to nie spojrzał... tak to ona.
   Po tym nawet ja przestałam go obwiniać. Może rodzicom opowiedział tą historie? Ale o to go nie pytałam To była ich rozmowa. W większości rozmawialiśmy o tym co zmieniło się u nas w ciągu tego roku. Brat był moim najlepszym pamiętnikiem (no może z wyjątkiem Jannis). Niejedno rodzeństwo mogłoby pozazdrościć nam kontaktów.
   Koło siedemnastej wpadła Jannis. Kątem oka zauważyłam jak Eric przesuwa po niej wzrokiem, a moja przyjaciółka się rumieni. Pogadałyśmy chwilę, wręczyłam braciakowi książkę, którą przyniosła i wyszłyśmy ze szpitala.
 -Nadal przy nim zapominasz, że powinnaś się odzywać - powiedziałam do Jan.
 -Nie moja wina, że mnie onieśmiela noo!
 -Eric i onieśmiela? Nigdy nie zrozumiem Twojego mózgu.
 -Uwierz mi, że ja twojego też. Chociaż Chad... Mmm. Mógłby jednak nie być moim kuzynem.
 -Chciałabyś!
 -No właśnie tak! Chciałabym! Tak w ogóle to co z nim?
 -Nic. Kochany jest i tyle. W głowie nadal niebieskooki.
 -Zawsze jakaś jego część będzie...
 -Tego nie wiem, ale w sumie to masz racje. Nawet jak będę próbowała pozbyć się go z głowy to on i tak kiedyś wróci.

Następnego dnia...

   Wypisali Erica ze szpitala. Miał dużo czasu, więc umówił się z tym gościem od kasy na dzisiejszy wieczór.
 -Aria? - zapukał do mojego pokoju na godzinę przed spotkaniem, wszedł i popatrzył na mnie leżącą na łóżku. - Prośba siostra. Głupio mi pytać. Umówiliśmy się w centrum. Wiesz... neutralne miejsce. Nie chce, żebyś szła do niego ze mną, nie chce żeby Zach cie zobaczył... Ale mogłabyś być gdzieś w pobliżu? Tak na wszelki wypadek jakby coś się stało.
 -Jasne. To co, idziemy?
 -Yhm. Ey... Aria?
 -No?
 -Dziękuje.
   Wyszedł z pokoju, a ja szybko się przebrałam w krótkie spodenki i luźny, jasnozielony T-shirt. Związałam włosy i zeszłam na dół do brata. Stał opierając się o drzwi, z torbą przewieszoną przez ramię. Założyłam białe conversy i razem z Ericiem wyszłam z domu. Denerwował się, to zdecydowanie było widać. W ciszy doszliśmy do miejsca umówionego spotkania. Obok była kawiarnia. Weszłam do niej, zamówiłam ogromny pucharek owoców z bitą śmietaną (nie mogłam się powstrzymać) i usiadłam obok okna. Eric siedział na ławce po drugiej stronie ulicy. Wyciągnął telefon, sprawdzał godzinę. Co chwila patrzył do torby i upewniał się czy kasa na pewno tam jest. Szybciej!, pomyślałam. Im szybciej to załatwi, tym szybciej będziemy mieli spokój. W końcu przyszedł. Wyglądał przerażająco. Był taki... duży. Więc to jest Zach. Za nim stała trójka innych chłopaków. Obstawa? Eric, co ty do cholery robiłeś w takim towarzystwie?! Gadali o czymś strasznie cicho. Szkoda, że nie słyszałam o czym. W końcu mój brat wyciągnął pieniądze i jak najbardziej dyskretnie podał temu drugiemu. Dziwnie to wyglądało. Eric wyciągnął telefon, poczułam wibracje w kieszeni.
 -Chodź tu - powiedział i rozłączył się.
   Zostawiłam pieniądze za deser na stole i wyszłam do nich.
 -I tak byś się nie ukryła - stwierdził mój brat. - Mają informatora - wskazał na jednego z obstawy.
   Mike, chłopak Jannis.
 -Cześć Aria - przywitał się.
 -Cześć - odparłam chłodno.
 -Chciał, żebym miał świadka tego co powie - zwrócił się do mnie Eric, wskazując na Zacha.
 -Jesteśmy kwita, tylko nie ważcie mi się nikomu o tym mówić, bo pożałujecie.
   Odeszli, a ja z niedowierzaniem patrzyłam na Mike'a.
 -Znasz go? - upewnił się braciak.
 -Tak...
 -Unikaj kontaktów z nim. Jest najgorszy z nich wszystkich. Prawa ręka Zacha, to on mnie pobił. Zach załatwił by to spokojniej i obyłoby się bez pobicia.
Fuck, trzeba będzie powiedzieć Jannis.


Wene wyczuwam ostatnio :D Hope U like it <3