poniedziałek, 23 września 2013

12. Cudowne miejsce.


   Niedziela... To dzisiaj. Dzisiaj Chad wraca do miasta. Spędziłam przed szafą chyba z godzinę myśląc nad tym co powinnam ubrać (stanęło na miętowych jeansach i białej bokserce), kolejne tyle biegając po domu jak wariatka i myśląc nad różnymi scenariuszami naszego spotkania. Nawet mama zauważyła, ze coś jest nie tak. Zanim wyszła do pracy, przystanęła w progu, popatrzyła na mnie rozłożoną na kanapie i gotową do wyjścia zapytała:
 -Wybierasz się gdzieś dzisiaj?
 -Chce się spotkać z kimś - odpowiedziałam próbując ukryć emocje, nie byłam do końca pewna czy chce, aby mama wiedziała o Chadzie.
 -Czyżby to był ktoś ważny?
 -Nie wiem... Może - przyznałam niechętnie, po chwili dodając: - Zobaczymy...
 -W takim razie pozostaje mi tylko życzyć ci powodzenia córeczko.
 -Tak, tak, wiem mamo. Jak przychodzi co do czego to jestem Twoją kochaną córeczką - zaśmiałam się pod nosem, usiłując nie dodać na końcu "a normalnie robie za sprzątaczkę domową".
 -Żebyś wiedziała. Nie zapomnij wytrzeć podłogi!
   Trzasnęła drzwiami zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Już miałam wstawać po mopa, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Praktycznie pobiegłam je otworzyć, a wtedy moim oczom ukazał się nieziemsko przystojny brunet.
 -Cześć piękna... Jestem wcześniej, przepraszam... Nie mogłem się już doczekać - powiedział lekko zażenowany, co wywołało jedynie mój uśmiech.
 -Nie przepraszaj. Dobrze, że jesteś, stęskniłam się.
   Jakim cudem uśmiech nie schodził wtedy z mojej twarzy i jakim cudem nie rzuciłam się wtedy na szyje... Nadal nie wiem. Z jednej strony strasznie się cieszyłam, że w końcu go widzę, z drugiej bałam się co wyniknie z dzisiejszego spotkania.
 -Aria? - usłyszałam głos chłopaka.
 -Sory, zamyśliłam się. To co dzisiaj robimy?
 -Chciałbym cie zabrać w pewne miejsce, okey?
 -Jasne! Prowadź miszczu - zamknęłam drzwi i już chwilę szliśmy spacerkiem w stronę przedmieścia. - No to opowiadaj co robiłeś.
 -Szczerze to nudy. Mnóstwo noszenia kartonów, rozkładania straganów, sprzedawania biletów. Chyba nigdy jeszcze nie widziałem tylu pokręconych ludzi w jednym miejscu. Wesołe miasteczko, cyrk, jakieś zawody... Traumę przed klaunami to chyba będę miał do końca życia, waty cukrowej mam już dość na najbliższy rok. Najgorsze w tym wszystkim i tak jest to, że stoisz i sprzedajesz te bilety setnemu zafazowanemu dziecku i patrzysz jak wsiada na rollercoastera, ale sam nie możesz tego zrobić. Nie fair.
 -Ale ogólnie nie było aż tak źle?
 -No nie... po prostu trochę tęskniłem i zastanawiałem się jak... - przerwał zdanie w połowie zdania i nagle się uśmiechnął.
 -Jak co?
 -A nic. Dowiesz się jak mnie dogonisz - i nagle zaczął biec.
   Radosny Chad w ruchu to był świetny widok, ale jakim cudem niby miałam go dogonić? To było praktycznie nie możliwe, a mimo to i tak biegłam za nim. Było w tym coś śmiesznego, jakbyśmy byli siedmiolatkami ścigającymi się o lizaka. W sumie nie zauważyłam nawet kiedy znaleźliśmy się z dala od domów. To było wzgórze tak nie pasujące do LA, że miałam wrażenie jakbym była w innym mieście. Na środku rosło kilka drzew, a między nimi stała ławka, z której rozciągał się widok na złociste pola, porośnięte chwastami łąki, a także nieregularne linie lasu. Żadnej cywilizacji. Dopiero gdy człowiek się obrócił można było zauważyć osiedle domków jednorodzinnych... Wyglądało to jakby wzgórze było barierą między ludźmi, a naturą.
 -Oł... łał - nie byłam w stanie wykrztusić z siebie nic więcej.
   Stanęłam przed ławką po prostu patrząc się w przestrzeń, ubóstwiając to co widziałam przed sobą.
 -Skąd znasz to miejsce?
 -Przychodziłem tu gdy byłem mały, mieszkałem niedaleko.
 -Tu jest... ślicznie. Chyba nie jestem w stanie tego inaczej ująć...
 -Aria? Pamiętasz jak mówiłem, że coś dla ciebie mam? Daj mi rękę.
   Dopiero teraz zorientowałam sie, że stoi zaraz za mną delikatnie się uśmiechając. Wyciągnęłam prawą dłoń, patrząc jak wyjmuje pudełeczko z kieszeni szortów. Gdy je otworzył moim oczą ukazała się bransoletka. Na końcu srebrnego łańcuszka wisiał znak nieskończoności.
 -Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że... - widać było, że słowa przychodziły mu z trudem. - Że zawsze będę obok. Żeby ten znak mógł Ci przypominać, że cokolwiek by się nie działo.. Możesz na mnie polegać.
   Nie wiedziałam co zrobić. W jednej chwili stałam jak zamurowana, a moment później znajdowałam się w jego ramionach.
 -Chcę abyś był obok - zaczęłam mówić cicho, jednak wiedząc że mnie słyszy. - Zależy mi na tobie Chad. Ja... lubię cie bardziej niż podejrzewałam na początku... Ja...
   Jednak brunet nie pozwolił mi dokończyć zdania. Lekko odsunął się ode mnie i palcem podniósł mój podbródek, tak że mój wzrok powędrował na jego oczy. A potem wplótł palce w moje włosy i delikatnie mnie pocałował.


No i w końcu... Nowy rozdział :) U mnie zajebiście <3 Liceum i wgl. No ale co się będę rozpisywać... :P Mam nadzieje, że się podobało ^.^

środa, 10 lipca 2013

11. Mętlik w głowie.

   Obudziłam się. Chad... to niemożliwe... Przejdzie, jest tylko kolegą, przecież kocham Jareda. Mózgu co ty robisz?! Takiego rozpierdolu w głowie po wstaniu już dawno niemiałam. Przecież to było praktycznie nie możliwe... Nie można zakochać się w kimś w aż tak krótkim czasie. Można? Aaaaa! Mózgu wyłącz się.
   Z westchnieniem opadłam na poduszkę. Dopiero co wstałam, a już mam ochotę znowu iść spać i zacząć śnić, bo wtedy nie myślę. I mogłabym znowu śnić o nim, powiedziała moja podświadomość. Musiałam się czym zająć. Szybko się ubrałam, potem poranna toaleta, bułka z nutellą do ręki, torba na ramię i wybiegłam z domu. Potrzebowałam kontaktu z ludźmi i to jak najszybciej. Pierwszy raz chyba byłam w szkole tyle czasu przed dzwonkiem. Zaskakujący był też fakt, że ktoś siedział na ławce przed budynkiem. Ktoś kogo znałam... Beck.
 -Siema! - zawołałam do niego w chwili, gdy podnosił głowę znad szkicownika.
 -No witam piękna! Zrób coś dla mnie, stań w miejscu i nie ruszaj się - odpowiedział wyrywając kartkę.
 -Nie no serio? Znów będziesz mnie rysował?
 -Co mam lepszego do roboty? Trening mi odwołali. Siedzę tu już dobre pół godziny.
   W sumie to zawsze podziwiałam sportowców. Za to, że są w stanie wstawać tak wcześnie po to, żeby trenować. Ja się nawet na rozciąganie rano nie mogłam zebrać, a on trzy razy w tygodni przychodził tu na siódmą, żeby pobiegać po boisku za piłką. No i Beck... Nie ogarniam go. Z jednej strony sportowiec, a z drugiej artysta. Te dwie cechy raczej nie często chodzą ze sobą w parze.
 -A tak właściwie to czemu go odwołali?
 -Trener Banson skręcił kostkę. Wraca za dwa tygodnie.
 -Serio? Fuck yeah, nie mam wfu.
    O tak, zaciesz na twarzy, bo brak wfu przez dwa tygodnie to u mnie norma.
 -Ty się tak nie ekscytuj, załatwią wam zastępstwo. Módl się, żebyś dostała kogoś normalnego, bo inaczej przejebane... -Zamknął szkicownik i schował go do torby. - Dobra ja spadam, gdzieś tu powinien kręcić się Torpeda. Do następnego Aria - pocałował mnie w policzek i zaczął powoli się oddalać.
 -Zobaczę kiedyś to dzieło, które narysowałeś? - zawołałam za nim.
 -Może - odkrzyknął, a moment później straciłam go z oczu.
   Zbyt dobre to dla mnie nie było. Pozostało mi jedynie wgapiać się w przestrzeń i rozmyślać. Czemu ten sen był aż tak silny, czemu ciągle do mnie wraca? Tak wiele pytań bez odpowiedzi... Czy naprawdę go kocham? Z zamyślenia wyrwała mnie Jannis, machając ręką przed moją twarzą. Popatrzyłam na przyjaciółkę i uśmiechnęłam się. Kątem oka zobaczyłam zbliżającego się do nas Mike'a. Świetnie, jeszcze jego mi tu dzisiaj brakowało.
 -Nic mi nie jest. Pogadamy na obiedzie Jan - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
   Przytaknęła głową w momencie, gdy jej chłopak przytulił ją od tyłu. Jak najszybciej odeszłam z tego miejsca. Nie mogę pozwolić, żeby Jannis się dowiedziała... Wtedy ja z Ericiem mamy przejebane. Wystarczy po prostu o tym nie mówić i będzie dobrze, to przecież nic trudnego. Kilka pierwszych lekcji poświęciłam na te same rozważania, po prostu nie potrafiłam wyrzucić tego snu ze swojej pamięci. Był taki... wyraźny i prawdziwy. Aż w końcu nadeszła przerwa obiadowa. Powolnym krokiem dowlokłam się do stołówki, z bufetu wzięłam jabłko i siadłam przy stoliku. Zaczęłam przeżuwać owoc w momencie, gdy przysiadła się do mnie blond przyjaciółka.
 -O kim tak intensywnie myślisz od rana? - zapytała.
 -Nie ważne... Nikt szczególny serio.
   Co miałam jej powiedzieć? "Wiesz chyba zakochałam się w Twoim starszym, mega przystojnym kuzynie" - i to by był ten moment, w którym następowałby głupawy smajl.
 -Chad, co nie?
 -Nie no serio? To aż tak bardzo widać?
  -Po prostu dobrze cie znam... No i ostatnio strasznie dużo gadam z Chadem. Podobno spędzacie razem dużo czasu.
 -Dużo to chyba mało powiedziane - uśmiecham się na myśl o naszym sposobie spędzania czasu.
 -Myślisz, że go kochasz?
   No tak, typowa Jan. Jak zwykle prosto z mostu.
 -Sama chciałabym wiedzieć. Myślę, że po prostu powinnam sie z nim spotkać i zobaczyć jak będzie.
 -No to powiem Ci, że może być trudno. Wyjechał godzinę temu, wujek ma jakiś zjazd, chuj wie co, kuzynek dzisiaj rano dowiedział się, że ma mu pomóc.
 -To tłumaczy czemu nic o tym nie wiem. Kiedy wraca?
 -Nie mam pojęcia, zapytaj go sama.
   Z kieszeni torby wyciągnęłam BlackBerry i szybko napisałam smsa: "Fajnie, że o czymś wiem tępaku ;p kiedy wracasz? ;* A." Długo nie musiałam czekać na odpowiedź: "Wracam w niedziele, nie stęsknij się za bardzo, mam dla Cb malutki drobiazg :D" Mimowolnie uśmiechnęłam się do ekranu. Kochany jak zwykle. Do stołu zaczęło przysiadać się coraz więcej osób. Nim się obejrzałam siedzieliśmy praktycznie całą starą ekipą. Brakowało tylko jego... Jareda. Nie wiem czemu, ale praktycznie z dnia na dzień myśl o tym, że się wyprowadził przestała być aż tak dołująco smutna. Owszem, brakowało mi go, ale chyba nie aż tak bardzo jak kiedyś. Czyżby niebieskooki znikał z pola mojego zainteresowania? To chyba lepiej dla mnie. W tamtym momencie to inny chłopak chodził mi po głowie. Pozostawało mi tylko jedno...
Czekać aż Chad wróci.

Według mnie jak na pierwszy rozdział po dłuugiej przerwie ( za którą strasznie was przepraszam! ale rozumiecie... wena ._.) nie jest źle :D Wakacje, czy można ich nie lubić? U mnie jest idealnie ;3 Mam nadzieje, że u was też ;)


sobota, 1 czerwca 2013

10. Sen.

Miesiąc później...
   Wszystko z pozoru sie uspokoiło, mój brat wrócił do pełni sił i wyjechał z powrotem do college'u. Gdyby nie to, że codziennie na szkolnym korytarzu mijałam Mike'a to być może zapomniałabym, że ta historia miała w ogóle miejsce. Ale on tam był, co boleśnie przypominało o tym, że jednak miała. Dzień w dzień witał się ze mną i z Jannis jakby nigdy nic, a ja nie mogłam jej nic powiedzieć. Dlaczego? Bo Zach nam zagroził. Nie chce z tego robić jeszcze większej afery. Wolę nie myśleć o tym, co wtedy mogłoby się stać. Jeśli Jannis się dowie, wygarnie Mike'owi, a wtedy Zach bankowo będzie wiedział. Sytuacja bez wyjścia. Trzeba spróbować zapomnieć i modlić się o to, żeby Jan nic się nie stało.
   Mimo to było coraz lepiej. Tata skończył książkę i znowu miał dla mnie czas. Popołudniami zabierał mnie na długie spacery i obiady na mieście. Zadziwiająco jak wiele wydarzeń ze świata przegapił w czasie pisania nowej książki (która okazała sie być kolejnym wielkim bestsellerem, mam genialnego tatę). Z Jaredem miałam stały kontakt z czego bardzo się cieszyłam, a Chad... Chad po prostu był. Zawsze. Wystarczył jeden sms i przychodził, nie ważne co od niego chciało. I przynosił shake'i truskawkowe albo kawę. Ewentualnie inne dobre rzeczy. Wiedział wszystko, większości sam się domyślił, więc mogłam mu się wyżalić w każdej chwili. Miałam wrażenie, że powoli zaczynam się od niego uzależniać, przy okazji gubiąc we własnych uczuciach. No bo przecież nie mogą istnieć oboje jednocześnie. Czy nadal traktuje go tylko jak przyjaciela? Czy powoli zaczynam zapominać o Jaredzie?
   Szósty marca był jednym z cięższych dni. W szkole masakra (w końcu to szkoła nie?), w domu kłótnia rodziców. Chad wyjechał, Jay ... nawet nie wiem co wtedy robił, a Jannis spędzała czas z Mikem, co w sumie powodowała, że jeszcze dodatkowo sie martwiłam. Po powrocie do domu zamknęłam się w pokoju z paczką czekoladek, sezonem serialu i słuchawkami. To był bardzo ambitny plan dnia. O dziwo minął bez żadnych konkretnych dołów. Po prostu czułam się samotna... i było nudno, bardzo nudno. Mało wtedy jadałam. Nie wiem czemu, po prostu nie miałam apetytu. Co było wyjątkowo dziwne jak na mnie. Wieczorem napisał do mnie Eric. To nie była zbyt produktywna rozmowa, ale zawsze lepsza taka niż żadna. No i miło było w końcu skontaktować się z kimś po całym dniu gapienia sie w tv.
 [-Siostra, ale wiesz... głowa do góry!] - napisał na sam koniec.
   Zamknęłam laptopa, zgasiłam światło i położyłam się na boku, próbując usnąć. Uparcie wgapiałam się w liście powiewające za oknem, próbując zapaść w sen. Jednak po moich myślach ciągle krążyli oni. Niebieskooki i kuzyn mojej przyjaciółki. Obydwoje dla mnie ważni. Co tak na prawdę do nich czuję?

   Ktoś mnie przytula, siedzę mu na kolanach... Czuje cudowny, doskonale mi znany zapach męskich perfum. Wtulam się w niego mocniej, pragnę aby był bliżej rozkoszując się jego zapachem. Czuje ja przesuwa dłonią wzdłuż linii mojego kręgosłupa, a przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Po jego dotyku pozostaje delikatne mrowienie. Niech będzie tu już zawsze. Jestem tak strasznie szczęśliwa, że mogłabym spędzić całe życie przy nim. Nie potrzebuję niczego więcej. Nie otwieram oczu, bo nie chce, aby ta chwila się skończyła. Unoszę głowę do góry, muskając ustami jego szyje. Działa momentalnie. Leciutko mnie całuje, podnosząc palcem mój podbródek. Te słodkie wargi... Nasuwa mi się myśl przygryzienia jednej z nich, co momentalnie robię. Wplatam palce w jego włosy. Tak strasznie chce, aby był jeszcze bliżej. On kładzie obie dłonie na moich plecach, przytulając mnie mocniej. Nasze ciała idealnie do siebie pasują, tak jakby były stworzone po to, aby być obok siebie. Uśmiecham się nadal go całując. Czy może istnieć coś lepszego? Szczerzę w to wątpię. Przerywamy, jednak nasze twarze nadal zostają blisko siebie. Żadne z nas nie chce się odsunąć. Nadal nie otwieram oczu. Boję się, że jak to zrobię to cała bajka pryśnie i znowu zostanę sama. Nie chcę tego, potrzebuję go. Teraz, za moment, już zawsze. Przez dłuższą chwilę żadne z nas nie wykonuje ruchu. Rozkoszujemy się sobą nawzajem. "Kocham Cie" szeptam. Słyszę jak się cichutko śmieje, ale nie odpowiada. "Zrobiłam coś nie tak?" pytam. Nadal nie odpowiada, tylko śmieje się dalej. Powoli zaczynam spuszczać głowę, ale on nie daje mi tego zrobić. Ponownie delikatnie mnie całuje, przesuwając językiem po mojej wardze, a wtedy ja już o nic nie pytam. Uwielbiam to w jaki sposób na mnie działa i to co potrafi ze mną zrobić kilkoma ruchami. Nigdy bym nie podejrzewa, że ktoś może być aż taki cudowny. Czuję, że to przy nim jest moje miejsce. Powoli odsuwa się ode mnie, nadal mocno mnie przytulając. "Też Cie kocham skarbie". O tak, tego głosu mogłabym słuchać całymi dniami i wątpię, żeby kiedykolwiek mi się znudził. Powoli otwieram oczy, a one zaczynają przyzwyczajać się do półmroku pokoju, w którym się znajdujemy. Patrzą na jego twarz oraz jego wspaniały uśmiech, a potem mój wzrok przenosi się na jego duże oczy.
Brązowe oczy.


W końcu wena się odblokowała! :D Mam nadzieję, że się podobało :*