niedziela, 17 marca 2013

1. Pustka.



   Poniedziałek, pierwszy dzień drugiego semestru. Od wyjazdu Jareda minęły dwa dni, które przepłakałam. Dziwnie było w tej szkole bez niego, jakoś tak... nudno. Nie było się do kogo odezwać. Z rozkminy wyrwał mnie dzwonek. Zamknęłam swoją szafkę, przed którą akurat stałam i powoli udałam się w stronę klasy. Spóźniłam się, za co nieźle oberwałam od nauczyciela. W sumie w tym momencie mi to nie robiło różnicy. Byłam jak zombie, z Jaredem pojechała ta żywa część mnie. P. Brown zaczął długi wykład na temat mitozy i mejozy. Po chuja mi wiedzieć jak wygląda podział dna w komórce i replikacja semikonserwatywna?! Oczywiście nie słuchałam, ale to nie było nic nowego. Lekcja nieznośnie się dłużyła, ale w końcu usłyszałam dźwięk oznaczający upragniony koniec. Spakowałam wszystko i powolnym krokiem skierowałam się w stronę stołówki. Wzięłam swoją tace i dołączyłam do stolika, gdzie siedziała większość moich znajomych.
 -Co jest Aria? - zapytała Jannis. - Jakaś taka przymulona jesteś.
 -Jared wyprowadził się do Europy - oznajmiłam patrząc na zdumienie przyjaciółki. Wszyscy go tu znali, czy naprawdę tylko ja wiedziałam o tym, że wyjeżdża?!
 -Niemożliwe! SweetJay nas opuścił? - usłyszałam głos Becka z tyłu, chwile później usiadł na wolnym miejscu obok mnie.
 -Jap - odpowiedziałam dając wszystkim do zrozumienia, że nie chce o tym więcej gadać.
   Czy serio wszyscy muszą mi przypominać o tym, że go nie ma? Pierdole! Zostawiłam tace na stoliku i po prostu stamtąd wyszłam. Taki ogólny rozpierdol w głowie. Ja chce do niego. Już, teraz. Tęsknie za nim, myślałam. Nie miałam pojęcia jak sie pozbierać, nie miałam pojęcia co robić. Tęsknota jest po prostu najgorszym uczuciem pod słońcem. Wiesz, że gdyby tylko ta osoba była obok to wszystko byłoby dobrze, ale jej nigdy nie ma. Łapały mnie takie momenty jak teraz, kiedy żałowałam, że nie powiedziałam Jaredowi o tym jak bardzo ważny dla mnie jest. Chociaż z drugiej strony co by to dało? Związki na odległość nigdy nie miały sensu. Nie zostałby w LA. Nie ważne jak bardzo bym chciała i co bym nie zrobiła i tak by pojechał. Byłam tak niemożliwie bezradna. Czy kiedykolwiek o nim zapomnę? Raczej nie. Zakochana w nieosiągalnym człowieku, yay! Przyjedzie tu w wakacje... ciekawe co wtedy zrobię. Będę go unikać? A może znowu w końcu będzie normalnie? W sumie to chciałabym. Kurwa, dość. Żyj! To nie koniec świata! Trzeba spróbować wrócić do normy, w końcu nie mogę być zombie przez całe życie, postanowiłam. Pozostało mi jebnąć smajla i wrócić do reszty. Z nowym nastawieniem było dużo lepiej. Dalej ta mała pustka... no dobra! Duża pustka, ale na pewno lepiej. Reszta dnia zleciała zdecydowanie w lepszym humorze i zdecydowanie szybciej. A wieczorem co? Impreza urodzinowa siostry Jannis? Miała 4 latka. W sumie to Jannis traktowałam jak siostrę, a jej rodzinę jako moją drugą. Nigdy nie było problemu żebym u niej spała i dostawałam zaproszenia na wszelkie imprezy rodzinne.
 -Hejooo! - zawołała mała Zoey rzucając mi się na szyje.
   Złożyłam jej życzenia i podarowałam wielkiego misia. Widząc jej minę jeszcze bardziej poprawił mi się humor. Tak łatwo było ją uszczęśliwić. Tęskniłam za tymi czasami, gdy największym problemem było czy ubrać lalkę barbie w czerwoną czy niebieską sukienkę. Jak zwykle Jannis nie mogła się nadziwić jak mogę znaleźć w sobie tyle energii na zabawę z jej siostrzyczką, a ja po prostu czerpałam z tego przyjemność. No i w końcu chociaż na chwile zapomniałam o Nim. w sumie to byłam pierwsza, więc już chwile później zaczęła zjeżdżać się reszta wyjątkowo licznej rodziny. Ciocie, babcie, wujkowie i jakoś tak wesoło było, ale mega przystojny kuzyn to już była przesada. Chad, największe ciacho jakie kiedykolwiek widziałam. Był dwa lata od nas starszy, kilka tygodni temu skończył osiemnaście lat. Imprezę miał zajebistą, oczywiście wkręciłam się u boku przyjaciółki. Przywitał się z małą i podszedł do nas. 
 -Siema! O, Aria, dawno Cie nie widziałem. - Pocałował nas obie w policzek. Ta, nieśmiały to on nigdy nie był.
 -Hej, też tęskniłam - odpowiedziałam uśmiechając się. 
 -Co u Ciebie?
 -To może ja wam nie będę przeszkadzać gołąbeczki, co? - wtrąciła się Jannis i odeszła, na co oboje zaczęliśmy się śmiać.
 -Kochana jest - wskazałam na przyjaciółkę. - A u mnie całkiem okey. No załamka ostatnio, ale to dłuższa historia, poza tym jakoś żyje.
 -Cieszę się - znowu się uśmiechnął, tak mega słodko. - A teraz przepraszam, ale wołają mnie.
   Wróciłam do przyjaciółki, która podała mi szklankę soku. Upiłam łyka.
 -Lubisz go, nie? - zapytała.
 -Tak, lubię go - odpowiedziałam z uśmiechem, a gdy zobaczyłam, że unosi jedną brew szybko dodałam: - Ej no, ale nie tak! Byłby fajnym przyjacielem, serio.
 -Tak to sobie tłumacz mała. Po prostu jeszcze nie pozbyłaś się pana niebieskookiego z głowy i tyle.
 -Mów co chcesz. Ja tam wiem swoje. Gdzie wcięło Zoey? Stęskniłam się za nią.
 -Siedzi w ogrodzie z resztą gości czarując wszystkich na około.
   Obie się zaśmiałyśmy. Mała była po prostu najsłodszym dzieckiem na świecie. Poszłyśmy do reszty. Ten dzień był zdecydowanie lepszy od dwóch poprzednich.
Może jednak będzie dobrze.

Rozdział numer jeden. Just hope U like it! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz