sobota, 16 marca 2013

Prolog

   Patrzyłam w te piękne, niebieskie oczy w chwili, gdy jego usta zaczęły zbliżać się do moich, a potem mnie pocałował.
   Wtedy się obudziłam. Fuck! Znowu po nocach śni mi się mój najlepszy przyjaciel. Jeszcze lepiej - ten najlepszy przyjaciel dzisiaj się wyprowadza na drugi koniec świata. Znowu byłam bliska płaczu. Uratował mnie sms... od niego. "Aria, przyjdź do mnie o szesnastej, chciałbym się pożegnać. J." No tak. J czyli Jared. Popatrzyłam na zegarek. Dwunasta. Mam cztery godziny na to, żeby sie ogarnąć i coś zjeść i no kurwa!, pomyślałam. Nagle okazało się, że mam pełno rzeczy do zrobienia. Zaczęło się bieganie po całym domu. Niby tak dużo czasu, no ale to ja. Zawsze o czymś zapomnę. Najpierw śniadanie, potem do łazienki. Jak wyszłam było już po pierwszej... ale przynajmniej nie wyglądałam jak skrzyżowanie szympansa z orangutanem. Podeszłam do lustra. Zobaczyłam rudą dziewczynę z włosami za ramiona i ukośną grzywką. Duże, jasno zielone oczy teraz podkreślał delikatny makijaż. Byłam ładna, to musiałam przyznać. Zjechałam wzrokiem w dół i zobaczyłam, że dalej mam na sobie szary T-shirt w rozmiarze XXL, w którym spałam. Pora się przebrać. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju, minęłam duże, dwuosobowe łóżko, biurko, na którym leżał biały laptop, dużą półkę z książkami i płytami, aż w końcu doszłam do dużej szafy. Wyjęłam z niej miętowe jeansy, czarny obcisły top i mój ulubiony szary sweter wkładany przez głowę. Podczas gdy w moim pokoju królowały żywe odcienie - ściany były cudownie turkusowe i wszędzie można było dostrzec kolorowe detale i dodatki, w mojej garderobie raczej ich unikałam. Zdecydowanie wolałam pastele, pozwalało to nie wyróżniać się z tłumu. Gdy się ubrałam postanowiłam skończyć robić prezent pożegnalny dla Jareda - ramkę z naszymi wspólnymi zdjęciami. Udało mi się nawet znaleźć to jak mamy po cztery latka i bawimy się w piaskownicy. Znamy się od urodzenia. Skończyłam, wyszło całkiem okey. Jednak trochę mi to zajęło. Zostało niewiele czasu. Założyłam czarne vansy i wyszłam na ulice słonecznego LA. Kochałam to miasto. 
   Pod domem mojego przyjaciela byłam chwilę przed czasem. Jacyś ludzie zapakowywali ostatnie pudła do ciężarówki, a pomagał im On - jasnowłosy grecki bóg. Gdy mnie zauważył szeroko się uśmiechnął. Odłożył to co właśnie niósł, a potem do mnie podszedł i pocałował mnie w policzek. Tak strasznie chciałam, żeby to były usta.
 -Aria! Hej. Czekałem na ciebie. Wyjeżdżam za piętnaście minut.
 -Taj szybko?! Nie wyobrażam sobie tego... Nie będzie Cie.
 -Już nie przesadzaj. Hiszpania to nie koniec świata. Będę przyjeżdżać na wakacje - uśmiechnął się.
   Wyjęłam z torebki ramkę i podałam mu. 
 -Tak, żebyś o mnie pamiętał - powiedziałam, czując jak z mojego oka spływa łza.
 -Nie potrafiłbym zapomnieć mała - odpowiedział i mocno mnie przytulił.
   Był wyższy ode mnie, więc bez problemu mogłam się wtulić w jego klatkę piersiową. Poczekał aż się uspokoję. Kocham go tak cholernie mocno, ale nie mogę mu tego powiedzieć, chodziło mi po głowie. Chwile później jego rodzice oznajmili, że muszą już jechać, więc wypuścił mnie z ramion, pożegnał się i odjechali. Patrzyłam za oddalającym się samochodem.
Czy kiedykolwiek będę szczęśliwa? Bez niego nie.


   Prolog niezbyt długi, ale mam nadzieje, że się podobał ;) A dedykuje go pewnej ważnej dla mnie dziewczynie, która namówiła mnie do napisania go, i która akurat dzisiaj obchodzi swoje 16 urodziny :D Wszystkiego najlepszego Mała ;* Dziękuje, że jesteś <3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz