Wczorajsza
impreza urodzinowa Zoey była bardzo udana. Spałam u Jannis, więc następnego
dnia rano wstałam wcześniej, aby zdążyć wpaść na chwilę do domu przed lekcjami.
Sprawdziłam fb, nieświadomie patrząc czy kolo zdjęcia Jareda nie ma zielonej
kropki. Na moje szczęście nie było. Mogłam bez większego rozkojarzenia udać się
do szkoły. Wieść o przeprowadzce przyjaciela rozniosła się niespodziewanie
szybko. Chyba każda osoba w szkole miała inną wersje wydarzeń. Rozwód rodziców,
lepsza praca, wygrana na loterii... Od kogoś usłyszałam nawet, że J. był tajnym
agentem i pojechał na misje do Europy. Aż mi się śmiać zachciało. A prawda była
taka, że mama Jareda od zawsze marzyła o zamieszkaniu w Hiszpanii, gdzie
mieszkał jej brat. Teraz on ciężko zachorował, więc tamci jako rodzina
wprowadzili się do niego i tyle. Jednak ciekawiej się słuchało tych wyssanych z
palca historyjek, niż tłumaczyło ludziom prawdę. Oni i tak nie wierzyli, więc
po którejś próbie po prostu odpuściłam. Pierwsza lekcja tego dnia - biologia.
Jak codziennie zresztą. Weszłam do klasy przed dzwonkiem i powolnym krokiem
udałam się do ostatniej ławki pod oknem, w której zwykle siedziałam sama.
Lubiłam to, nikt mi nie przeszkadzał w rozmyślaniach, a materiał z lekcji i tak
jakoś ogarniałam. Chociaż z drugiej strony czasem przydałaby mi sie osoba,
która pomagałaby powrócić myślami na Ziemie, gdy nauczyciel zaczynał zadawać
pytania odnośnie lekcji. Niejednokrotnie obrywało mi się za to, że nie słucham.
Moim dzisiejszym wybawicielem od kapy za nieuważanie na lekcji, okazał się
Beck, który chwile później usiadł na krześle obok mnie.
-Siema - powiedział wesoło.
-Hej. Co jest? Pokłóciłeś sie z Torpedą? - wskazałam głową na blondyna siedzącego dwie ławki przed nami, z którym mój przyjaciel normalnie siedział.
-Mała sprzeczka na boisku. On za nic nie jest w stanie ogarnąć, że kosz to gra zespołowa. Wiesz czemu nazywamy go "torpedą"? - Pokręciłam głową. - Jak dostanie piłkę to zapierdala do przodu jak byk nie przejmując się resztą drużyny. Nie wiem jakim cudem jego wsady się udają.
Zaśmiałam się wyobrażając sobie wielkiego byka z blond grzywą i piłką nadzianą na rogi, biegnącego w stronę kosza na którym wisi czerwona płachta.
-Daj mu trochę czasu. Jest nowy w drużynie, nie? W końcu się nauczy.
-Oj no niby masz racje...
Rozmowę przerwał nam dzwonek i nauczyciel wchodzący do klasy. Jak zawsze punktualnie. Lekcja dłużyła się wręcz niemiłosiernie. Jedynie obrazki Becka rysującego w szkicowniku, zamiast robienia notatek, poprawiały humor. Przedstawiały wszystko co tylko przychodziło do jego głowy, a trzeba było przyznać, że gościu miał talent. Szkoda tylko, że nie chciał go rozwijać. I ta jego wyobraźnia! Właśnie był w trakcie rysowania klifu nad morzem i pięknego zachodu słońca w tle. Fajnie się patrzyło jak bohomazy zaczynają przeradzać się w arcydzieło, a na klifie rysuje całujące się postacie. Wszyscy wiedzieli, że był romantykiem, któremu marzyła się miłość na zawsze... Przerwa, w końcu! - pierwsza żywa myśl od godziny. Szybko pożegnałam się z tym obok, całując go w policzek, a potem pod sale z francuskiego w poszukiwaniu Jannis. W końcu ją znalazłam. Miała na sobie taką śliczną turkusową tunikę bez ramiączek. Tak, turkus był moim ulubionym kolorem i jarałam się wszystkim w tym odcieniu.
-Aria! Nie uwierzysz co Chad odwalił dzisiaj rano! - typowa Jan. Jak zawsze prosto z mostu.
-Co? - zapytałam. Musze przyznać, zaciekawiła mnie.
-Wyobraź to sobie. Siódma rano, a mój kuzyn wchodzi do kuchni w samych bokserkach, z tą swoja umięśnioną klatą... Czasem aż żałuje, że jest moim kuzynem. No, ale wracając do tematu. Wchodzi do tej kuchni bez słowa, kompletnie nic i z zamkniętymi oczami. Jeszcze się jebnął o szafkę. Cała rodzina w śmiech, a ten nagle otwiera oczy i ze zdziwieniem co się dzieje i co on tu robi. Ogarniasz, że Chad lunatykuje?
-Serio? - otworzyłam szeroko oczy. - Nie wiem jak Ty, ale ja to bym się bała z nim spać pod jednym dachem, dobrze, że nam nic wczoraj w nocy nie zrobił! - uśmiechnęłam się.
-I co by Ci zrobił? Zgwałcił Cie? Mrau kuszące ciało Arii.
Obie zaczęłyśmy się śmiać. Poczułam wibracje telefonu. Sms od Jareda! "Cholernie tu nudno, strasznie za Tobą tęsknie kocie. J." I w tym jednym momencie cały dobry humor zastąpiło uczucie tęsknoty. Humory jak baba w ciąży, dosłownie. W jednym momencie zacieszam na maxa, a w drugim dosłownie ryczę w ramionach przyjaciółki. Typowa ja. Gdyby Jannis miała czekać aż się uspokoję to stałybyśmy na tym korytarzu do końca dnia. Wyciągnęła z torebki paczkę chusteczek i podała mi do ręki.
-Aria nie tutaj. Nie jeśli nie chcesz żeby jutro cała szkoła o tym gadała. Chodź - rozkazała i pociągnęła mnie w stronę toalet.
No tak. Szkolna toaleta jako miejsce wszystkich dołów. Powoli płacz przerodził się w szloch. Zadzwonił dzwonek, ale żadna z nas sobie nic z tego nie robiła. Ja płakałam, a ona po prostu siedziała obok, lekko mnie przytulając. Kompletnie nie wiem co bym zrobiła bez niej.
-Siema - powiedział wesoło.
-Hej. Co jest? Pokłóciłeś sie z Torpedą? - wskazałam głową na blondyna siedzącego dwie ławki przed nami, z którym mój przyjaciel normalnie siedział.
-Mała sprzeczka na boisku. On za nic nie jest w stanie ogarnąć, że kosz to gra zespołowa. Wiesz czemu nazywamy go "torpedą"? - Pokręciłam głową. - Jak dostanie piłkę to zapierdala do przodu jak byk nie przejmując się resztą drużyny. Nie wiem jakim cudem jego wsady się udają.
Zaśmiałam się wyobrażając sobie wielkiego byka z blond grzywą i piłką nadzianą na rogi, biegnącego w stronę kosza na którym wisi czerwona płachta.
-Daj mu trochę czasu. Jest nowy w drużynie, nie? W końcu się nauczy.
-Oj no niby masz racje...
Rozmowę przerwał nam dzwonek i nauczyciel wchodzący do klasy. Jak zawsze punktualnie. Lekcja dłużyła się wręcz niemiłosiernie. Jedynie obrazki Becka rysującego w szkicowniku, zamiast robienia notatek, poprawiały humor. Przedstawiały wszystko co tylko przychodziło do jego głowy, a trzeba było przyznać, że gościu miał talent. Szkoda tylko, że nie chciał go rozwijać. I ta jego wyobraźnia! Właśnie był w trakcie rysowania klifu nad morzem i pięknego zachodu słońca w tle. Fajnie się patrzyło jak bohomazy zaczynają przeradzać się w arcydzieło, a na klifie rysuje całujące się postacie. Wszyscy wiedzieli, że był romantykiem, któremu marzyła się miłość na zawsze... Przerwa, w końcu! - pierwsza żywa myśl od godziny. Szybko pożegnałam się z tym obok, całując go w policzek, a potem pod sale z francuskiego w poszukiwaniu Jannis. W końcu ją znalazłam. Miała na sobie taką śliczną turkusową tunikę bez ramiączek. Tak, turkus był moim ulubionym kolorem i jarałam się wszystkim w tym odcieniu.
-Aria! Nie uwierzysz co Chad odwalił dzisiaj rano! - typowa Jan. Jak zawsze prosto z mostu.
-Co? - zapytałam. Musze przyznać, zaciekawiła mnie.
-Wyobraź to sobie. Siódma rano, a mój kuzyn wchodzi do kuchni w samych bokserkach, z tą swoja umięśnioną klatą... Czasem aż żałuje, że jest moim kuzynem. No, ale wracając do tematu. Wchodzi do tej kuchni bez słowa, kompletnie nic i z zamkniętymi oczami. Jeszcze się jebnął o szafkę. Cała rodzina w śmiech, a ten nagle otwiera oczy i ze zdziwieniem co się dzieje i co on tu robi. Ogarniasz, że Chad lunatykuje?
-Serio? - otworzyłam szeroko oczy. - Nie wiem jak Ty, ale ja to bym się bała z nim spać pod jednym dachem, dobrze, że nam nic wczoraj w nocy nie zrobił! - uśmiechnęłam się.
-I co by Ci zrobił? Zgwałcił Cie? Mrau kuszące ciało Arii.
Obie zaczęłyśmy się śmiać. Poczułam wibracje telefonu. Sms od Jareda! "Cholernie tu nudno, strasznie za Tobą tęsknie kocie. J." I w tym jednym momencie cały dobry humor zastąpiło uczucie tęsknoty. Humory jak baba w ciąży, dosłownie. W jednym momencie zacieszam na maxa, a w drugim dosłownie ryczę w ramionach przyjaciółki. Typowa ja. Gdyby Jannis miała czekać aż się uspokoję to stałybyśmy na tym korytarzu do końca dnia. Wyciągnęła z torebki paczkę chusteczek i podała mi do ręki.
-Aria nie tutaj. Nie jeśli nie chcesz żeby jutro cała szkoła o tym gadała. Chodź - rozkazała i pociągnęła mnie w stronę toalet.
No tak. Szkolna toaleta jako miejsce wszystkich dołów. Powoli płacz przerodził się w szloch. Zadzwonił dzwonek, ale żadna z nas sobie nic z tego nie robiła. Ja płakałam, a ona po prostu siedziała obok, lekko mnie przytulając. Kompletnie nie wiem co bym zrobiła bez niej.
Dziękuje,
że mam taką cudowną przyjaciółkę.
A co u mnie? No cóż... Dwie najważniejsze osoby w moim życiu zaczynają coś odwalać. Trzymajcie się dziewczyny ;* proszę...